Artykuł „Słubice sprzed przebudowy oczami jednego z mieszkańców” z 5 kwietnia b.r. wywołał falę wiadomości i kolejnych wspomnień. Jedną z osób, która odniosła się do tamtego tekstu, jest Pan Andrzej Lejkowski - urodzony słubiczanin.
Słubice lat minionych na taśmie filmowej
30 maja b.r. podczas uroczystego otwarcia ścieżki edukacyjnej po historycznych miejscach Słubic można było obejrzeć m.in. unikalny film dokumentalny autorstwa Eckarda Reißa, ukazujący oblicze Słubic okresu II połowy lat 60-tych. Burmistrz Słubic przyznał przy tej okazji, że wiele ujęć zachowanych przez autora na 8-milimetrowej taśmie wywołało jego zaskoczenie, zwłaszcza ówczesny obraz ul. Wojska Polskiego.
Zgromadzeni goście mogli jednak ujrzeć także inne zakątki naszego miasta: ul. 1 Maja, ul. Kościuszki, cmentarz żydowski (z murowanym parkanem, macewami i ruinami neoromańskiego domu przedpogrzebowego), stadion, cmentarz komunalny z poniemieckimi tablicami we wnękach kamiennego muru), ul. Chopina, czy pustą przestrzeń nieopodal mostu, gdzie teraz wznoszą się budynki Collegium Polonicum oraz biblioteki miejskiej.
Poniżej: Eckard Reiß, autor filmu i współautor ścieżki edukacyjnej.
Słubice lat 60-tych wywołują również wspomnienia samych mieszkańców, którzy doskonale pamiętają miasto sprzed pół wieku...
Wspomnienia nadesłane przez kolejnego czytelnika
„Z zainteresowaniem zapoznałem się z historią opisaną na podstawie relacji jednego z mieszkańców Słubic. Chciałbym w kilku odsłonach (komentarzach) uzupełnić i dodać trochę szczegółów związanych z historią ulic miasta (druga połowa lat 60-tych, czyli do czasów, których sięga moja pamięć). Również jestem słubiczaninem od urodzenia i kilka obrazów powróciło w mojej pamięci, obrazów przywołanych wspomnieniami Pana Tomasza Lipińskiego” - napisał któregoś dnia Andrzej Lejkowski.
Okolice ul. Świerczewskiego i jednostki wojskowej
Pan Andrzej potwierdza, że w budynku obecnego PUP mieściła się poczta: „Z jednej strony było wejście dla pracowników i żołnierzy jednostki wojskowej natomiast od ulicy było wejście dla mieszkańców Słubic. Placówkę obsługiwała Pani Tomaszewska. Mimo, że obsługa była jednoosobowa, zarówno „klienci w mundurach” (oni zawsze mieli pierwszeństwo), jak i cywile byli sprawnie i uprzejmie obsługiwani a placówka prowadziła pełen zakres usług pocztowych. W tym samym budynku na I piętrze znajdowała się izba pamięci jednostki” (pamiątki po jednostce znajdują się obecnie w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie – przyp. aut.).
Co dalej wyłania się z tych wspomnień? Z jednostki wojskowej od strony ul. Dzierżyńskiego (ob. ul. Konstytucji 3 Maja) była brama wyjazdowa dla czołgów i wyjazd na poligon. Trasa przejazdu czołgów prowadziła przez dzisiejsze osiedle Królów Polskich i dalej ul. Rzepińską, przecinała ulicę Sportową aż do czołgowiska (okolice Kunowic, dzisiejsze osiedle Zielone Wzgórza): „Do dziś mam wspomnienia przejazdu kolumny czołgów i jestem pełen współczucia dla ówczesnych mieszkańców ul. Rzepińskiej. Ulica latem przykryta była „tumanami” kurzu, a jesienią tonęła w potężnym błocie, była praktycznie nie do przejścia suchą stopą (koszmar mieszkańców)” - wyjaśnia Pan Andrzej.
Teren dzisiejszego osiedla Królów tuż za strażą pożarną było wykorzystywane przez czołgistów do przeglądu czołgów po poligonie (czyszczenie, przegląd itp.): „Pamiętam kilka razy z kolegami mieliśmy okazję siedzieć w czołgu (niewiarygodne, ale prawdziwe), czołgiści jeżeli nie było oficerów pozwalali nam chłopakom na bliski kontakt’’.
Ul. Wojska Polskiego i Plac Przyjaźni
„Ul. Wojska Polskiego oraz ważniejsze ulice rzeczywiście były wybrukowane. Była to kostka granitowa (część ulicy Kościuszki jeszcze ma oryginalną nawierzchnię), jeszcze znośne do użytkowania, natomiast ulice mniej ważne pokryte były tzw. kocimi łbami to był prawdziwy bruk, po którym ciężko było jechać rowerem” - ujawnia Pan Andrzej. „Pamiętam jednak, że wszystkie ulice były znakomicie sprofilowane i odwodnione. Jedynie na ul. Sienkiewicza na wysokości skrzyżowania z ul. Łokietka po ulewnych deszczach zbierała się woda po kolana. To zaś było atrakcją dla dzieciaków”.
„Dawny budynek, na miejscu którego teraz stoi poczta, pełnił kilka funkcji. Na dole mieścił się sklep spożywczy, bodajże „Pionier” (takie ówczesne delikatesy), kolejno sportowy z rowerami i chyba później pasmanteria. Na górze mieściły się biura Gminnej Spółdzielni, czy też innych organizacji rolniczych. Pamiętam budynek był bardzo niedoinwestowany, na górze drewniane podłogi, klatka schodowa z ładnymi poręczami ale wszystko sprawiało wrażenie,że się rozleci, stąd być może decyzja o wyburzeniu budynku. Z tyłu tego budynku mieściły się: plac skupu zboża, chyba też żywca, młyn (!), złomowisko, sprzedaż nawozów oraz plac węglowy (czyli wszystko czym zajmowała się spółdzielnia). Bardzo interesujący był piękny młyn, do którego rolnicy przywozili zboże. Jako młody chłopak kojarzyłem zawsze młyn z rzeką i gdy tam trafiałem zastanawiałem się gdzie przepływa ta rzeka. W latach 70-tych wszystko zostało zlikwidowane w ramach rozbudowy czy też urbanizacji (?), z okazji budowy dwupasmówki, głównej magistrali miasta na cześć wizyty I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka oraz zlotu młodzieży polskiej i niemieckiej”.
Skup butelek
Rzeczywiście miejsce było niezbyt szczególne (może było połączone ze wspomnianym placem GS)” – kontynuuje Pan Andrzej. „Pamiętam również wysokie ogrodzenie z siatki, ale skrzynki były drewniane, druciane były dużo później i chyba nawet nie w tym miejscu. Skup obsługiwała Pani Malczyńska, swoją ciężką pracę wykonywała bardzo sprawnie. Skup był czynny tylko kilka godzin i nieraz tworzyły się kolejki. Jedna butelka kosztowała 1 zł, a do skupu nadawały się tylko te czyste i niewyszczerbione. Nie przyjmowano butelek po oleju, ponieważ trudno je było umyć a ponadto lak nie zawsze udawało się usunąć. Za złotówkę była zaś jedna wejściówka na basen (!), czyli butelki te warto było zbierać.”
Co jeszcze z tamtych czasów pamięta Lejkowski? „Bunkier przy „Jedynce” (okolice postoju taxi przy Placu Przyjaźni – przyp. aut.), rzeczywiście zimą służył jako górka na sanki. Najgorzej było gdy po szkole nie używało się sanek tylko tornister. Niekiedy ciężko było się wytłumaczyć w domu ze zniszczonego tornistra. Zjazd w kierunku ulicy był bardzo niebezpieczny, ze względu na przejeżdżające samochody, natomiast w stronę dzisiejszej fontanny był bardzo atrakcyjny dla dzieciaków. W Słubicach było kilka takich górek, jedną z nich pamiętam przy al. Niepodległości (ul. Strzelecka), ale tam miał miejsce tragiczny wypadek, dziecko zjechało z górki wprost pod koła samochodu jadącego al. Niepodległości. Być może to wydarzenie zdecydowało o likwidacji niebezpiecznych górek’’.
Restauracja „Graniczna”
„Obok znajdowała się piekarnia, czy też tylko sklep z pieczywem, zawsze było świeże pieczywo, więc gdzieś z tyłu musieli wypiekać chleb. Podobny sklep z piekarnią na zapleczu był przy ul. Paderewskiego tuż przy dawnym sklepie rybnym, wówczas jedynym sklepie rybnym w Słubicach. Atrakcją sklepu rybnego był basen dla żywych ryb - wykafelkowany zbiornik, w którym pływały głównie karpie, ale tylko przed świętami Bożego Narodzenia. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie wówczas tworzyły się kolejki” – stwierdza Pan Andrzej.
Sama „Graniczna” miała dwie tzw. sale, jedną dla piwoszy, czyli stoły i solidne, metalowe krzesła oraz drugą - konsumpcyjną, eleganckie stoliki nakryte obrusami. „Graniczną” odwiedzało się tylko ze względu, że była tam możliwość zakupu zupy na wynos: „U Pani barmanki płaciło się za wybraną zupę (Pani polecała jaka jest zupa dnia) pobierało się karteczkę i przechodziło się prze salę konsumpcyjną na zaplecze gdzie kucharki nalewały zakupioną zupę do przyniesionych tzw. kanek. Najgorzej było z przejściem przez tę pierwsza część (tłum pijanych, niebezpiecznych (gości). Obok „Granicznej” (dziś budynek tzw. wojskowy z ZURiT i księgarnią) był plac ogrodzony murem, wykorzystywany krótko jako miejsce targowe, sprzedaż kwiatów, warzyw itp. W dalszej kolejności, patrząc w kierunku dzisiejszego Katolickiego Centrum Studenckiego (dawnej łaźni miejskiej), stała kamienica. Na parterze znajdował się sklep z nabiałem - kiedyś mówiło się mleczarnia. Sprzedawano tam również suchy chleb, chyba jako karmę dla zwierząt”.
Ul. Żeromskiego i ul. Konopnickiej
W tym miejscu w latach 60-tych i 70-tych znajdował się targ: „Budka, którą opisuje Pan Tomasz, nie była budką z piwem. Była to tzw. „tania jatka” czyli miejsce, w którym rolnicy sprzedawali mięso z uboju gospodarczego. Targ odbywały się bodajże we wtorki i piątki. Właśnie obok tej budki były ustawione w trójkącie drewniane stoły, na których rozkładano produkty rolne (jaja, sery, warzywa, owoce), głównie mieszkańców okolicznych wsi, wśród których dominowały Kunowice. Po drugiej stronie w kierunku „Trójki” (Szkoły Podstawowej nr 3 – przyp. aut.) po prawej stronie był plac, na którym ustawiły się furmanki, sprzedaż zboża, ziemniaków, chyba żywca itp. Tuż obok była prawdziwa kuźnia! Pamiętam potężnego kowala i podkuwanie koni. Z tyłu za kuźnią było ogrodnictwo, chyba ze szklarniami (pozostałość poniemiecka), ale nie wiem kto był właścicielem. W późniejszym okresie na miejsce targowe wykorzystywane było sąsiednie rondo oraz plac, na którym stoi dziś siłownia”.
„Wspomniana żulownia przy ul. Sienkiewicza nazywana przez nas była mordownią” - prostuje Pan Andrzej. „Klienci tego wyszynku ostro codziennie lali się po mordach, jak to określa Alosza Awdiejew. Sam lokal miał jedynie okienko samoobsługowe do wydawania piwa, a co się działo na sali konsumpcyjnej, nikogo już nie obchodziło. Zapewne, jak była kolejna rozróba, pani z okienka zamykała się i wzywała milicję. Nierzadki był widok, gdy zmartwione żony czy matki odbierały „wychodzących” z lokalu swoich bliskich. Nietrudno sobie wyobrazić, jaki towarzyszył temu język. Jednym słowem: miejsce okrutne i dzieciaki bały się tych okolic”.
Okolice ul. Mickiewicza oraz mostu na Odrze
Lejkowski również pamięta piękną willę w miejscu dzisiejszego Collegium Polonicum: „Była tu uliczka, która łączyła ulicę Kościuszki z ulicą 1-Maja. W trójkącie tym (1-maja, Mickiewicza, Kościuszki, teraz Collegium Polonicum) w latach 70-tych mieściła się nowoczesna restauracja, nazywana prze mieszkańców „Stodołą’’. Lokal swą nazwę zawdzięczał prawdopodobnie charakterystycznej, prostej budowie: jedna sala konsumpcyjna stosunkowo wysoka w konstrukcji ze stali i szkła (ściany z szyb wystawowych). W lokalu tym odbywał się pierwszy w mieście strip-tease (dzisiejszy klub go-go). Tuż za lokalem znajdowała się mała estrada, na której w święta narodowe (1 maja, 22 lipca) odbywały się występy różnych zespołów artystycznych. Przy estradzie był skwer, mały i ładnie obsadzony kwiatami”.
Na wysokości wejścia do „Stodoły” po przeciwnej stronie ulicy na wale stał swego rodzaju napis-pomnik, tzn. na stalowych słupach tablica z napisem POKÓJ z jednej strony, FRIEDEN od strony niemieckiej oraz biały gołąbek pokoju: „Nie pamiętam kiedy zlikwidowano to międzynarodowe pozdrowienie. W miejscu dzisiejszej biblioteki był park z fontanną, a właściwie pozostałością po fontannie poniemieckiej, a w tylnej części parku - ogródek jordanowski dla dzieci”.
Kościół NMP Królowej Polski i ul. Kupiecka
Pan Andrzej wspomina także inne miejsca, m.in. kościół NMP Królowej Polski: „W latach sześćdziesiątych, była tu rzeczywiście ochronka czy też przedszkole, której wejście było od strony parku. W latach siedemdziesiątych była tam sala katechetyczna tzw. katakumby, w których młodzież szkół średnich miała swoje lekcje religii. Od strony ulicy 1 Maja było jeszcze jedno wejście do pierwszej części kościoła, tuż przy rogu (z al. Niepodległości – przyp. aut.). Mieściła się tam sala gimnastyczna! dawnego domu strzelca. W latach późniejszych pomieszczenie zaadaptowano do potrzeb duszpasterzy”.
„Na rogu ulicy Kupieckiej stał może nie szalet ale ładnej konstrukcji z wypalanej cegły tzw. klozet dla klientów płci męskiej (swoją drogą na początku lat 90-tych, gdy rozwijał się bazar, taki obiekt byłby przydatny, a niestety wykorzystywany był pobliski lasek). Na placu dzisiejszego bazaru w latach 80-tych był parking dla samochodów ciężarowych firmy PEKAES. Przed wybudowaniem tego parkingu w miejscu tym stał bunkier, czy też stanowisko strzeleckie z okresu wojny, zlikwidowane podczas budowy placu”.
Ul. Paderewskiego i ul. Łokietka
Ul. Paderewskiego zdaniem Lejkowskiego przeszła chyba największą przemianę: „Była to bardzo wąska ulica wybrukowana „kocimi łbami’’ (otoczakami). Lewa strona, patrząc w kierunku ul. Niepodległości, nie zmieniła się praktycznie w swej zabudowie, jedynie zmieniły swoje przeznaczenie lokale handlowe (wspomniany sklep rybny, piekarnia). Ulica była przejezdna aż do al. Niepodległości. Z prawej strony natomiast były ogrody i „pola’’ gospodarstw rolnych gospodarzy z ulicy Sienkiewicza (P. Wrona i inni). Na rogu ul. Paderewskiego i ul. Łokietka, po prawej stronie był piękny dom z ogrodnictwem Pana Białeckiego. Ulica obsadzona była bardzo starymi drzewami. W latach 60-tych czy 70-tych drzewa wycięto, ulicę poszerzono i wylano asfalt, a nawet założono nowe oświetlenie. Ulica w ciągu jednego sezonu tak się zmieniła, że odnotowano przypadek, gdy rodzina, która przyjechała w odwiedziny, nie mogła trafić, ponieważ szukała wąskiej wybrukowanej uliczki i nie poznała jej po dokonanych zmianach. W późniejszych latach w miejscu ogrodów powstało dzisiejsze osiedle Paderewskiego”.
„Ul. Łokietka - również wybrukowana - zamieszkana była przez kliku gospodarzy. W okresie rozbudowy szkoły samochodowej, wszystkie zabudowania zostały wyburzone i wybudowano warsztaty szkolne. Z lewej strony w miejscu dzisiejszego warsztatu samochodowego była chyba kuźnia”.
Według słów Pana Andrzeja za skrzyżowaniem tych ulic w dzisiejszym sklepie Fun mieścił się sklep spożywczy oraz sklep mięsny z fantastycznym wyposażeniem: „Ściany wyłożone kafelkami i haki na wędliny, sądzę, że była to jeszcze pozostałość poniemiecka. W miejscu dzisiejszego internatu Zespołu Szkół Technicznych były ogródki, które zlikwidowano i utworzono skwer przecięty dwoma ścieżkami przekątnymi (lata 1970-1977). W tamtych latach był to plac, na którym często rozbijał się przyjeżdżający do miasta cyrk. Przez długie lata była to bardzo dobra lokalizacja, ale nowym miejscem dla cyrku stał się potem park za kościołem (dziś miejsce zabudowane garażami). Dzisiejsza lokalizacja cyrku przy ul. Folwarcznej jest logistycznie niezbyt ciekawa dla mieszkańców, ale z drugiej strony w mieście brakuje miejsca na taką imprezę”.
Przedłużeniem ul. Paderewskiego była ul. Strzelecka: „Po prawej stronie - wspomniana już górka, po lewej - osiedle wojskowe, niedostępne dla dzieciaków nie-wojskowych. Mieli tam najlepsze huśtawki w mieście. Po lewej stronie za przepływającym kanałem był skup owoców prowadzony przez GS. Owoce przechowywane były w piwnicach istniejącego jeszcze budynku, wjazd był na wysokości dzisiejszego sklepu „Lewiatan”. Ulice przecinał kanał, wiosną zawsze był tak wysoki stan wody, że ta przelewała się przez mostek, przez który się przejeżdżało. Z uliczki korzystali gospodarze z ul. Sienkiewicza, Paderewskiego i z al. Niepodległości do dojazdu do swoich pól przy ul. Nocznickiego”.
Andrzej Lejkowski kończy swoje wspomnienia: „W latach 60-tych przy ul. Nocznickiego było tylko kilka domów (może wszystkich 7-8 po obu stronach), a pozostałe tereny to były pola uprawne iłąki. Ostatnim zabudowaniem było ogrodnictwo Pana Białeckiego na końcu ulicy, powstało po przeprowadzce z ul. Paderewskiego (istniało do roku 1975). Ciekawą historią jest rozpoczęcie pracy w byłej NRD we Frankfurcie przez mieszkańców Słubic w 1967 r., ale to może przy innej okazji...”.
Wspomnieniami podzielił się: Andrzej Lejkowski. Ich fragmenty wybrał i opracował: Roland Semik.
Komentarze
Zapytamy się autorów filmu, czy byłaby możliwość udostępnienia go szerszej publiczności, np. w internecie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.