16 marca 2011 r. w bibliotece miejskiej Frankfurtu nad Odrą odbyło się kolejne spotkanie z cyklu MyLife – Archiwum Losów Ludzkich. Tym razem historią swojego życia dzielił się z zebranymi Joachim Schneider - niemiecki historyk urodzony w Dammvorstadt (dzisiejsze Słubice). Opisywany przeze mnie cykl spotkań od wielu organizowany jest przez frankfurckie stowarzyszenie „MyLife – Archiv für menschliche Schicksale” przy wsparciu słubickiej Fundacji na rzecz Collegium Polonicum i jej prezesa dr. Krzysztofa Wojciechowskiego (www.mylife-online.eu/o-mylife/czym-jest-my-life.html). Dyrektor administracyjny Collegium Polonicum jest jednocześnie moderatorem tych nieocenionych rozmów przy Bischofstraße 17. Obaj panowie na zdjęciu poniżej...
Hans-Joachim Schneider urodził się w lutym 1929 r. we frankfurckiej dzielnicy Dammvorstadt (czasem mówi o sobie: „Ich bin ein Dämmler”, akcentując tym samym swoje pochodzenie z prawego brzegu Odry). Matka Joachima była ekspedientką w sklepie obuwniczym, zaś ojciec – elektrykiem i telegrafistą. Rodzinny dom Schneiderów znajdował się przy Sonnenburger Straße 29 (dosł. ul. Słońska, ob. ul. Wojska Polskiego). Na zdjęciu poniżej: Joachim w wieku około 3 lat. W 1935 r. 6-letni Schneider poszedł do szkoły. Jej budynek istnieje do dzisiaj jako siedziba Szkoły Podstawowej nr 1 im. Mikołaja Kopernika i Gimnazjum nr 1 im. Zygmunta Imbierowicza w Słubicach.
W czasie wojny, tak jak i wszyscy jego rówieśnicy, należał do Deutsches Jungvolk. Była to organizacja zrzeszająca – od 25 marca 1939 r. obowiązkowo - wszystkich chłopców obywatelstwa niemieckiego w wieku 10-14 lat (należał do niej także m.in. Joseph Ratzinger, czyli obecny papież Benedykt XVI). 27 sierpnia 1942 r. na basenie Stadionu Wschodniomarchijskiego (niem. Ostmarkstadion, ob. Stadion OSiR) zdał egzamin na kartę pływacką. Do dziś posiada poświadczenie tego egzaminu. Nauki w tzw. Dammschule pobierał aż do 1943 r., kiedy to musiał dokonać wyboru przyszłego zawodu (ostatecznie zdobył wykształcenie techniczne i uzyskał tytuł inżyniera).
W lutym 1945 r. uciekł wraz z rodziną na lewy brzeg Odry, aż do miejscowości Brandenburg an der Havel. Warto przypomnieć, że na terenie Frankfurtu nad Odrą nie miały miejsca żadne walki uliczne, miasto zostało oddane bez wymiany ognia. Jego centrum zostało zniszczone w około 95 % (od zrzucania bomb i wzniecania ognia), ale w skali całej miejscowości straty procentowo były o wiele niższe.
Po jakimś czasie Schneider wrócił do Frankfurtu i zamieszkał przy Brücktorstraße - kilkaset metrów od mostu granicznego na Odrze. Dzięki temu zyskał możliwość spoglądania codziennie na Odrę i na położone na jej drugim brzegu budynki. To właśnie wśród nich spędził najmłodsze lata swojego życia. Swój rodzinny dom, uszkodzony w międzyczasie od wybuchu granatu, mógł zobaczyć z powrotem dopiero w latach 60., przy okazji wizytowania Słubic przez jednego z radzieckich oficjeli.
1 kwietnia 1958 r. podjął pracę w przedsiębiorstwie Halbleiterwerk we Frankfurcie nad Odrą - największej w NRD firmie produkującej mikroelektronikę. Pierwsze poważne wyzwanie zawodowe, jakie pamięta, to zadanie opracowania w 1969 r. koncepcji dla pomieszczeń pracowniczych wolnych od kurzu. Przy okazji jednej z rocznic powstania tego przedsiębiorstwa oświadczył, że jest zwolennikiem rzeczowego spisania historii zakładu zamiast bezkrytycznego wystawiania jemu (zakładowi) samych „laurek” przez byłych pracowników.
Miłośnik muzyki klasycznej, m.in. twórczości Bacha. Pasjonat historii lokalnej i historii wojskowości. Członek założonego w 1990 r. Towarzystwa Historycznego we Frankfurcie nad Odrą – Historischer Verein zu Frankfurt (Oder) (www.historischer-verein-ffo.de). Autor wielu publikacji na łamach półroczników Towarzystwa, t.j. m.in.:
- „Gottfried z Frankfurtu nad Odrą – O Gottfriedzie Piefke” (1/1993);
- „Między Donem a Wołgą. O upadku 3 Dywizji Piechoty (zmotoryzowanej) pod Stalingradem” (1/1993);
- „Od placu ćwiczebnego do lotniska” - o historii dawnego lotniska w Kunowicach/ Słubicach (1/1995, w wersji poszerzonej 2/2007);
- „Frankfurt nad Odrą jako miasto garnizonowe” (1/1996);
- „ Związki taktyczne Wehrmachtu nad środkową Odrą wiosną 1945” (2/1996)
- „Generałowie z garnizonu Frankfurt nad Odrą” (1/1998);
- „Miejsca stacjonowania Wehrmachtu w Brandenburgii Wschodniej” (2/2000);
- „Odra w czasie działań wojennych wiosną 1945 r.” (2/2001);
- „Frankfurckie jednostki w wojnie niemiecko-francuskiej” (2/2001);
- „Frankfurckie mosty nad Odrą na przestrzeni dziejów (1/2002);
- „Wkroczenie Armii Czerwonej do Dammvorstadt w lutym 1945 r.” (2/2002);
- „Frankfurckie cegielnie w przeszłości” (2/2004);
- „O wojskowości w Dammvorstadt i późniejszym rozwoju historycznych budowli wojskowych w Słubicach” (2/2005);
- „Walki o Lebus wiosną 1945 r.” (1/2007);
- „Miasto traci swoje oblicze. Fakty i liczby o zniszczeniach we Frankfurcie nad Odrą wiosną 1945” (1/2008).
Schneider jest także autorem wielu szkiców i schematów historycznych, m.in. mapy ukazującej ruchy wojsk w okolicach Słubic i Frankfurtu na początku 1945 r. czy schematu zabudowań obozowych Obozu Specjalnego NKWD Nr 6 w Słubicach.
W styczniu 2005 r. w ramach projektu „Terra Transoderana” dwaj młodzi historycy z Viadriny Felix Ackermann oraz Mateusz Hartwich zaaranżowali spotkanie dwóch ludzi zmuszonych w 1945 r. do przesiedlenia się: śp. Stefana Siedorowicza (Polaka z Wileńszczyzny, który trafił po wojnie do Słubic) i właśnie Joachima Schneidera. O tym ciekawym wydarzeniu pisano m.in. w stołecznej „Berliner Zeitung”.
6 czerwca 2008 r. Schneider razem z historykiem medycyny dr. Klausem Eichlerem poprowadził wycieczkę śladami Heimkehrer (Niemców wracających z niewoli do Frankfurtu w latach 1946-1950). We wspomnianej wycieczce wzięło udział prawie 50 Frankfurtczyków, a o jej przebiegu znowu donosiły liczne media – zarówno te papierowe jak i elektroniczne.
Na przełomie 2009 i 2010 r. pomagał przy tworzeniu książki „Einst und Jetzt – Frankfurt (Oder) / Slubice”, której głównymi autorami zostali dziennikarz Jörg Kotterba, fotograf Heinz Köhler i wydawca Bernd Oeljeschläger. Schneider opowiadał autorom książki m.in. o historii Dammvorstadt, nie do końca znanej ani Słubiczanom ani Frankfurtczykom. Jeden z pierwszych egzemplarzy książki trafił na ręce nadburmistrza dr. Martina Wilke.
Od jednej z dziennikarek „Märkische Oderzeitung” dowiedziałem się, że latem 2010 r. Joachim Schneider żywo zainteresował się przygotowywanym przeze mnie i Katarzynę Malczewską wnioskiem do burmistrza Słubic w sprawie dwujęzycznego oznakowania miejsc związanych z historią miasta. W październiku 2010 r., na jednym z zebrań Towarzystwa Historycznego, Schneider zaproponował umieszczenie tablicy pamiątkowej ku czci Alexandra von Humboldta na placu uniwersyteckim koło Uniwersytetu Viadrina. Wciąż nie brakuje mu ciekawych pomysłów i zapału do pracy...
Po autoprezentacji Joachima Schneidera we frankfurckiej bibliotece przyszedł czas na pytania i komentarze zgromadzonych gości. Pierwsze pytanie należało do dr. Krzysztofa Wojciechowskiego, który spytał Pana Schneidera, czy ten, tak jak i inni pasjonaci historii, gromadzi swoje prywatne archiwa. Joachim Schneider odparł, że raczej nie posiada oryginalnych dokumentów dotyczących lokalnej historii poza dokumentami rodzinnymi. Reszta jego zbiorów to skany i kserokopie.
Wśród osób, które zabrały później głos, znalazła się też m.in. niejaka Erika Klatt-Marquardt (na zdjęciu poniżej). Nic nie zapowiadało, że podzieli się ze wszystkimi informacją, o której dotąd wiedzieli chyba nieliczni. Kobieta ta, jak się potem okazało, mieszkanka dzielnicy Gubener Vorstadt (Przedmieście Gubeńskie) w czasie II wojny światowej była sanitariuszką Niemieckiego Czerwonego Krzyża – Deutsches Rotes Kreuz (DRK).
Na początku lutego 1945 r. miała miejsce ewakuacji ostatnich mieszkańców Dammvorstadt przed nacierającą Armią Czerwoną. Wtedy to młoda Erika otrzymała od swoich przełożonych polecenie przedarcia się do opuszczonej dzielnicy. Miała tam sprawdzić, czy przypadkiem nie pozostali w niej ludzie chorzy czy niedołężni, nie będący w stanie opuścić domów o własnych siłach. Zastała tak jednak dziwny widok, mianowicie liczne ciężarówki przed opuszczonymi kamienicami. Wkrótce dowiedziała się, że tymi oto samochodami do Dammvorstadt przyjechali wysocy rangą oficerowie Wehrmachtu z Berlina. Co więcej, zabrali ze sobą żony, które przeszukiwały opuszczone mieszkania i szabrowały pozostawione futra i inne kosztowności. Do dziś opowiadającej o tym wszystkim Pani Marquardt, z oburzenia tamtym zachowaniem, łamie się głos a na twarzy pojawiają się wypieki. Podziękowałem jej osobiście za to wspomnienie. Niestety niewielu już żyje takich ludzi, którzy pamiętają tak odległą historię Słubic i mogą o niej opowiedzieć nieco młodszym...
Po zakończeniu spotkania podszedłem do Pana Schneidera, by na osobności podzielić się z nim własnymi spostrzeżeniami. Niespodziewanie usłyszałem kilka miłych słów od dr. Krzysztofa Wojciechowskiego, który przedstawił mnie Joachimowi Schneiderowi jako tego, który „może być takim nowym Schneiderem dla Słubic”. Zachęcił też Pana Schneidera do poświęcenia mi kilku minut, argumentując to faktem, że mam „dobre pomysły”. Z zaskoczenia na parę chwilę odebrało mi mowę, ale za komplement dziękuję z całego serca! Postaram się nie zawieść...
W styczniu 2005 r. w ramach projektu „Terra Transoderana” dwaj młodzi historycy z Viadriny Felix Ackermann oraz Mateusz Hartwich zaaranżowali spotkanie dwóch ludzi zmuszonych w 1945 r. do przesiedlenia się: śp. Stefana Siedorowicza (Polaka z Wileńszczyzny, który trafił po wojnie do Słubic) i właśnie Joachima Schneidera. O tym ciekawym wydarzeniu pisano m.in. w stołecznej „Berliner Zeitung”.
6 czerwca 2008 r. Schneider razem z historykiem medycyny dr. Klausem Eichlerem poprowadził wycieczkę śladami Heimkehrer (Niemców wracających z niewoli do Frankfurtu w latach 1946-1950). We wspomnianej wycieczce wzięło udział prawie 50 Frankfurtczyków, a o jej przebiegu znowu donosiły liczne media – zarówno te papierowe jak i elektroniczne.
Na przełomie 2009 i 2010 r. pomagał przy tworzeniu książki „Einst und Jetzt – Frankfurt (Oder) / Slubice”, której głównymi autorami zostali dziennikarz Jörg Kotterba, fotograf Heinz Köhler i wydawca Bernd Oeljeschläger. Schneider opowiadał autorom książki m.in. o historii Dammvorstadt, nie do końca znanej ani Słubiczanom ani Frankfurtczykom. Jeden z pierwszych egzemplarzy książki trafił na ręce nadburmistrza dr. Martina Wilke.
Od jednej z dziennikarek „Märkische Oderzeitung” dowiedziałem się, że latem 2010 r. Joachim Schneider żywo zainteresował się przygotowywanym przeze mnie i Katarzynę Malczewską wnioskiem do burmistrza Słubic w sprawie dwujęzycznego oznakowania miejsc związanych z historią miasta. W październiku 2010 r., na jednym z zebrań Towarzystwa Historycznego, Schneider zaproponował umieszczenie tablicy pamiątkowej ku czci Alexandra von Humboldta na placu uniwersyteckim koło Uniwersytetu Viadrina. Wciąż nie brakuje mu ciekawych pomysłów i zapału do pracy...
Po autoprezentacji Joachima Schneidera we frankfurckiej bibliotece przyszedł czas na pytania i komentarze zgromadzonych gości. Pierwsze pytanie należało do dr. Krzysztofa Wojciechowskiego, który spytał Pana Schneidera, czy ten, tak jak i inni pasjonaci historii, gromadzi swoje prywatne archiwa. Joachim Schneider odparł, że raczej nie posiada oryginalnych dokumentów dotyczących lokalnej historii poza dokumentami rodzinnymi. Reszta jego zbiorów to skany i kserokopie.
Wśród osób, które zabrały później głos, znalazła się też m.in. niejaka Erika Klatt-Marquardt (na zdjęciu poniżej). Nic nie zapowiadało, że podzieli się ze wszystkimi informacją, o której dotąd wiedzieli chyba nieliczni. Kobieta ta, jak się potem okazało, mieszkanka dzielnicy Gubener Vorstadt (Przedmieście Gubeńskie) w czasie II wojny światowej była sanitariuszką Niemieckiego Czerwonego Krzyża – Deutsches Rotes Kreuz (DRK).
Na początku lutego 1945 r. miała miejsce ewakuacji ostatnich mieszkańców Dammvorstadt przed nacierającą Armią Czerwoną. Wtedy to młoda Erika otrzymała od swoich przełożonych polecenie przedarcia się do opuszczonej dzielnicy. Miała tam sprawdzić, czy przypadkiem nie pozostali w niej ludzie chorzy czy niedołężni, nie będący w stanie opuścić domów o własnych siłach. Zastała tak jednak dziwny widok, mianowicie liczne ciężarówki przed opuszczonymi kamienicami. Wkrótce dowiedziała się, że tymi oto samochodami do Dammvorstadt przyjechali wysocy rangą oficerowie Wehrmachtu z Berlina. Co więcej, zabrali ze sobą żony, które przeszukiwały opuszczone mieszkania i szabrowały pozostawione futra i inne kosztowności. Do dziś opowiadającej o tym wszystkim Pani Marquardt, z oburzenia tamtym zachowaniem, łamie się głos a na twarzy pojawiają się wypieki. Podziękowałem jej osobiście za to wspomnienie. Niestety niewielu już żyje takich ludzi, którzy pamiętają tak odległą historię Słubic i mogą o niej opowiedzieć nieco młodszym...
Po zakończeniu spotkania podszedłem do Pana Schneidera, by na osobności podzielić się z nim własnymi spostrzeżeniami. Niespodziewanie usłyszałem kilka miłych słów od dr. Krzysztofa Wojciechowskiego, który przedstawił mnie Joachimowi Schneiderowi jako tego, który „może być takim nowym Schneiderem dla Słubic”. Zachęcił też Pana Schneidera do poświęcenia mi kilku minut, argumentując to faktem, że mam „dobre pomysły”. Z zaskoczenia na parę chwilę odebrało mi mowę, ale za komplement dziękuję z całego serca! Postaram się nie zawieść...