Dziś w Szpitalu Powiatowym w Słubicach odbyła się konferencja prasowa w sprawie wydarzenia z 10 stycznia, kiedy na oddział ratunkowy trafiło dziecko z urazem głowy. Matka dziecka opisała sprawę na forum portalu Słubice24. Zdarzenie komentują dyrekcja i personel szpitala.
List matki, opublikowany przez naszą redakcję 13 stycznia na forum oraz profilu na Facebooku, spotkał się z ogromnym zainteresowaniem internautów, którzy zaczęli szeroko komentować sprawę. Okazało się, że negatywnych doświadczeń jest więcej. Wiele osób przedstawiało swoje historie. Sprawą zainteresowała się dyrekcja szpitala.
- Kilka godzin po umieszczeniu informacji w internecie, otrzymałam telefon od dyrektora, który odebrałam jako próbę zastraszenia i sugestię, że powinnam natychmiast wycofać tak szkalujący i krzywdzący dla szpitala post. Był to powód dla którego zdecydowałam się zwrócić do redakcji Słubice24 z prośbą o pomoc - wyjaśnia kobieta przedstawiająca się jako "MATKA POLKA" (nie chce ujawniać imienia i nazwiska).
Przypomnijmy sam przebieg wydarzeń. 10 stycznia w Słubickim Miejskim Ośrodku Kultury 3,5-letnie dziecko upada i uderza się w głowę. Matka wzywa karetkę, ale w międzyczasie sama decyduje się na dotarcie do szpitala. Dziecko zostaje zbadane na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym i otrzymuje skierowanie do szpitala wojewódzkiego w Gorzowie (tam jest oddział chirurgii dziecięcej). Ostatecznie matka z dzieckiem jadą do Niemiec, do oddalonej o kilkanaście kilometrów kliniki w Markendorfie, gdzie dziecku udzielona jest pomoc. Okazuje się, że miało wstrząśnienie mózgu.
W emocjonalnym wpisie w internecie kobieta podpisująca się "MATKA POLKA" poddaje mocnej krytyce system opieki zdrowotnej w Polsce, skarżąc się na absurdalne procedury i zarzucając, że często w polskich szpitalach da się odczuć brak empatii i znieczulicę. Podkreśla różnicę w jakości obsługi w Polsce i w Niemczech.
Stanowisko dyrekcji szpitala jest nieco inne. Prezes Wojciech Włodarski podkreślał na dzisiejszej konferencji, że matce została udzielona wszelka możliwa pomoc, a to ona sama nie zdecydowała się na skorzystanie z będącej do jej dyspozycji karetki.
- Opis internautki jest bardzo krytyczny i pełen emocji. My jesteśmy wrażliwi na kontakt z pacjentem i nie lekceważymy takich sytuacji. Wszystko zostało wykonane wg procedur. Lekarze byli do dyspozycji. Zadysponowaliśmy także karetkę dla małej pacjentki, jednak mama dziecka z różnych względów nie chciała skorzystać z tej propozycji - powiedział szef słubickiej lecznicy.
Informacje Wojciecha Włodarskiego potwierdza pediatra Maria Wichlińska, która była obecna podczas całego zajścia. - Znalazłam się tam przypadkowo, bo akurat przechodziłam. Cały czas jednak byłam obecna przy dziecku i matce. Powiedziałam, że mała pacjentka musi być przewieziona na konsultację na oddział chirugii dziecięcej. Matka sama zadecydowała, że będzie dziecko obserwować w domu - powiedziała podczas konferencji prasowej.
- Uraz głowy dziecka wymaga obserwacji - podkreślał ordynator chirurgii Romuald Dmytrowski. - Jednak zgodnie z istniejącymi procedurami nie przyjmuje się na obserwację tam, gdzie nie ma możliwości operacji, gdyby np. powstał krwiak podczaszkowy. Nasz szpital, tak jak każdy inny szpital powiatowy w kraju, nie dysponuje oddziałem chirurgii dziecięcej, nie mamy sprzętu, nie mamy specjalistów. Dlatego w takich przypadkach od razu kierujemy do Gorzowa, bo tu ważny jest czas - dodał R. Dmytrowski.
Z informacjami przedstawianymi przez prezesa szpitala nie zgadza się matka dziecka.
- Po badaniu dziecka otrzymałam skierowanie do Gorzowa. Nie było jednak mowy o karetce. To ja sama o nią się dopytywałam. Jednak przekonywano mnie, że to nie ma sensu, że lepiej dziecko obserwować w domu, bo jak pojadę do Gorzowa to w nocy będą musiała wracać do Słubic taksówką. Dopiero jedna z osób z personelu podpowiedziała mi, że mogę pojechać za Odrę, do kliniki w Markendorfie. Przy okazji chciałam podkreślić, że dr Wichlińska, która pomagała mi tego feralnego wieczoru, jest fachowcem wysokiej klasy i bardzo ją cenię, bo wielokrotnie pomogła już mojej rodzinie w przeszłości - powiedziała "MATKA POLKA" w rozmowie z naszą redakcją.
Ostatecznie to właśnie do niemieckiej lecznicy trafiła słubiczanka. Była mocno zdenerwowana, bo po drodze niepokojące objawy nasiliły się, dziecko wymiotowało. Na szczęście na miejscu maluchowi została udzielona pomoc, zostało w szpitalu na obserwacji, zrobiono mu dokładne badania. Okazało się, że kilkulatka miała wstrząśnienie mózgu.
Opisywany przypadek wydaje się nie być odosobnionym. Historia ta poruszyła internautów, którzy na profilu Słubice24 zaczęli relacjonować swoje doświadczenia ze szpitalem w Słubicach, w zdecydowanej większości negatywne. Zapytaliśmy o nie Wojciecha Włodarskiego podczas konferencji. Powiedział, że osobiście sprawdził kilka opisywanych sytuacji i nazwisk. Podkreślił, że dotyczą one czasu przeszłego. - Obecnie w szpitalu mamy wprowadzony system zarządzania jakością. Są szkolenia personelu, pracujemy z psychologiem, aby opieka nad pacjentem była jak najlepsza. W 2015 roku nie mieliśmy żadnej skargi - wyjaśnia W. Włodarski.
Co dalej ze sprawą? "MATKA POLKA" podkreśla, że się nad tym nie zastanawia. - Jestem jeszcze nieco roztrzęsiona. Cieszę się przede wszystkim, że mojemu dziecku nie stało się nic poważnego. Czekam aż córka spokojnie dojdzie do pełnego zdrowia - podsumowała całą sytuację.
Z kolei przedstawiciele szpitala nie ukrywają, że liczą na przeprosiny i wyjaśnienie ze strony matki dziecka. - W słubickim szpitalu, jeśli możemy dziecku pomóc, to pomagamy, nawet z nagięciem przepisów, biorąc na siebie pewne ryzyko. Liczę, że pacjenci, którzy pomylą się w swoich ocenach, będą potrafili powiedzieć przepraszam, bo po drugiej stronie też są ludzie, wrażliwi na niesprawiedliwą krytykę - powiedział na zakończenie konferencji Wojciech Włodarski.
Komentarze
Ułatwię zadanie. Szpital nie wykonuje transportów za granicę, bo NFZ nie wyraża na to zgody.
Pozdrawiam.
Po pierwsze, nie raz już karetki ze słubickiego szpitala goniły na drugą stronę. NFZ, to ma tu niewiele do gadania czy wyraża zgodę czy nie, NFZ tylko płaci lub nie za taki transport. W tym konkretnym wypadku można by obciążyć matkę.
Po drugie, nasz szpital to obecnie spółka z o.o., cały czas prezes narzeka na brak pieniędzy, nie widzę problemu, żeby zorganizowali płatną usługę transportu chorych za granicę. A potrzeby są, bo dużo ludzi tu mieszka a ma niemieckie ubezpieczenie.
Nie wiem czy wiecie, ale w Słubicach funkcjonuje również prywatne pogotowie, wyposażone w całkiem porządny sprzęt. Realizuje komercyjne przewozy, w tym bardzo chętnie za granicę. Myślę, że jeśli ktoś uzna, że we Frankfurcie zostanie wyleczony lepiej niż w przykładowym Gorzowie, Szczecinie czy innej Warszawie, to bez problemu można zwrócić się do owego pogotowia i zorganizować stosowny przewóz.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.