Sam jak palec wśród tłumu
Czasem wystarczy podejść i położyć w pozycji bezpiecznej. Jestem na miejscu. Starszy Pan znany lokalnej społeczności. Obok stoi mój przyjaciel i opowiada mi co zostało już poczynione. Pogotowie wezwane policja poinformowana, poszkodowany leży w pozycji bezpiecznej. Niby wszystko w jak najlepszym porządku, ale czemu nikt tego nie zrobił wcześniej? Dlaczego widząc człowieka, który leżąc na plecach dusi sie własnymi wymiocinami nikt nie podszedł? Nie był tam sam. Park, w którym żadna z ławek nie była wolna, park w którym bawiły się dzieci z rodzicami, spacerowicze z psami... - dlaczego nikt nie podszedł wcześniej, dlaczego nikt nie widział?"On tak zawsze na tej ławce, on spał... chyba" - odpowiadają gapie.
Nie wszystkie wyleciały za granicę
Stojąc we dwóch przy wymiotującym człowieku, czekając na służby medyczne rozmawiamy o całym tym zdarzeniu. Rozmowę przerywa pytanie kobiety: - Co się stało? Nie czekając aż nasze zdziwione postacie cokolwiek odpowiedzą, klęknęła przy poszkodowanym zaczęła sprawdzać puls... wyciągnęła telefon i zadzwoniła po karetkę ponownie.Za te nadgodziny na pewno nikt nie zapłaci... Fakt faktem czekaliśmy na ambulans już przeszło 13 minut. Po formie rozmowy telefonicznej wywnioskowaliśmy, że ta Pani to pielęgniarka. Dodała szybko, że jest właśnie po dyżurze i że dwie karetki są poza miastem dlatego to tyle trwa, ale naszemu poszkodowanemu nie zagraża już niebezpieczeństwo więc bez obaw.
Nadgodziny
Jest i karetka. W między czasie pojawili się i ludzie, których wcześniej jakoś "nie było". Wystarczy wyciągnąć aparat zadzwonić po ambulans, "zrobić trochę szumu" i ludzie zaczynają podchodzić bliżej, interesować się. A gdzie byli wcześniej?Przysięga Hipokratesa w czynach. Syreny wyłączone, ratownicy ubrani na czerwono otwierają drzwi, wyciągają nosze i biegną do poszkodowanego. Nagle szok... otwieram szerzej oczy i nie dowierzam, pomimo pełniących już swoje czynności służb medycznych, nasza pielęgniarka biegnie po gumowe rękawiczki i zaczyna współpracować z ratownikami... a była już po dyżurze, byli już ratownicy, nie musiała tego robić.
To wszystko na tle tych ludzi, którzy stali wcześniej z boku. Każdy z nich mógł zostać małym bohaterem, każdy mógł przejawić odrobinę zainteresowania zadzwonić na policję, pogotowie, pomóc.
Dlatego nie skupię się na ludziach w tle, bo to Ona jest prawdziwym bohaterem tej sytuacji. To zarówno ikona swojego zawodu jak i wzór do naśladowania. Pełna anonimowość tej Pani świadczy o bezinteresowności i braku szukania poklasku, ktoś potrzebował pomocy i ją dostał i to jest najważniejsze...
A Ty drogi czytelniku, ile razy miałeś okazję pomóc a liczyłeś, że zrobi to kto inny?
[Ariel Pawełczyk ]