Już po raz 11. w Collegium Polonicum odbyło się Dyktando Słubickie, które było częścią Poznańskiego Festiwalu Nauki i Sztuki. Tym razem uczestnicy musieli zmierzy się z tekstem o… gąsienicy.
Organizatorami dyktanda byli Instytut Filologii Polskiej UAM, Collegium Polonicum oraz Uniwersyteckie Liceum Ogólnokształcące w Słubicach. Tekst tradycyjnie przygotował dr Jan Zgrzywa we współpracy z dr Agnieszką Zgrzywą.
Tym razem bohaterką dyktanda została … gąsienica, o której opowieść była pełna ortograficznych pułapek. Językowe wyzwanie podjęła grupa blisko 30 osób. Rywalizacja odbyła się w dwóch kategoriach: młodzież i seniorzy.
Kto wypadł najlepiej? Poniżej wyniki.
Seniorzy
- Marek Szopa
- Wojciech Obremski
- Maria Lechowicz
Młodzież
- Hubert Kupis
- Jakub Sulik
- Marietta Grelka
Tekst dyktanda
Czy dyktando było trudne? Sprawdźcie sami. Poniżej oryginalny tekst.
W pośrodku łebka żółtej chryzantemy kryje się ona. Ma gibkie, podłużne ciało w odcieniu nie tyle łososiowym, ile bladoceglastym. W ten czas nie powinna zajmować lokum w kwiecie, który przyniesiono notabene nie na cmentarz, lecz do wnętrza niedużego mieszkania. Takiego, jakie w PRL-u określono by jako M2. Ucięte wpół chryzantemowe uniwersum miało tkwić w wazonie i ponad jego rant wychylać się nad niby-marmurową płytę grobu na nieodległej nekropolii. Ta przestrzeń położona w okołoparkowej okolicy stanowiłaby supermiejsce dla naszej quasi-bohaterki. Niemniej przenosiny stworka tamże byłyby próbą podjętą nieefektywnie i nadaremnie. Dżdżysta aura i niezadługo spodziewana szadź byłyby dla niej nie najoptymalniejszymi warunkami egzystencji. Można by rzec bez ogródek: w takiej półzimowej rzeczywistości nikt nie ma szans. Niektórzy wprawdzie uważają niesienie pomocy w trudnej sytuacji za zwyczaj, którym zapewne byłoby lepiej się chlubić nadal. Wsadziliśmy więc kwiat lokum do koła jego homogenicznych braci prężących się w słoiku z neokarbonu. Chryzantema stoi w nim majestatycznie, a nasza protagonistka zażera się jej delikatnymi płatkami. Nasamprzód pochłonęła środek przedstawicielki astrowatych, by później ogołocić ją z puszystej koafiury. Wtenczas przeszła na sąsiednią chryzantemę. Jakkolwiek by się wolno nie poruszała, zawsze zasób racji żywnościowych ulegał wyczerpaniu, a ona dokonywała translokacji na następny kwiat. Aż nadszedł kres jej odysei. Spełzła ze złotawej korony rośliny niby off-roader i relokowała się do miejsca rozwidlenia na pozór rachitycznych gałązek. Tam owinęła się w ekokołdrę kokonu, by z pomocą boga Morfeusza przezimować. Z hibernacji wybudzi ją bezsprzecznie bogini Demeter, a wtedy, porzuciwszy lepki śpiwór, poszybuje w przestrzeń wiosny nasza, nie Pucciniego, wniebowzięta madame butterfly.