Jakie macie najpiękniejsze wspomnienia związane ze świętami Bożego Narodzenia? My w poszukiwaniu wspomnień zajrzeliśmy do Archiwum Ludzkich Losów. To tu, w wielu biografiach są zapisane wspomnienia dotyczące magicznego czasu świąt, choinki, skromnych prezentów, pierniczków…
W Archiwum Ludzkich Losów znajduje się około 500 biografii. Każda z nich to historia osobistych przeżyć i wspomnień osoby, która zdecydowała się je opowiedzieć. Dzięki temu nie zginą, nie zatrą się w pamięci… Biografie spisuje i gromadzi Stowarzyszenie My Life – historie opowiedziane, którego szefem jest dr Krzysztof Wojciechowski.
Jedne z najpiękniejszych wspomnień, najczęściej z czasów dzieciństwa, związane są ze Świętami Bożego Narodzenia. Zawsze miały one swoją magię i nawet jeśli przypadały w trudnych czasach, obchodzone były uroczyście.
Wybraliśmy kilka fragmentów biografii, które opowiadają właśnie o tych szczególnych, rodzinnych świętach. Jesteście ciekawi, jakie wspomnienia kryje archiwum? Zapraszamy…
Świąteczny dom kojarzy mi się z zapachami - Czesława Tylek
Pamiętam, jak przychodziły święta Bożego Narodzenia, mama zawsze wcześniej piekła pierniczki, które przechowywała w płóciennym woreczku. Były takie pachnące i smaczne. Mimo, że nasza rodzina była liczna, mieliśmy też paczuszki. Małe, skromne, ale było choć pomarańczko, jabłuszko, ze dwa cukierki, zawsze dla dzieci przygotowane. No i może mi tak pozostało, że ja też wypiekam pierniczki do dzisiejszego dnia, choć troszkę smakowo chyba bardziej unowocześnione.
Rodzice zawsze hodowali świnki, więc jak zbliżały się święta, to rodzice zabijali świnkę i robili własne wyroby. Mama piekła chleb w takim piecu, gdzie sześć blach wchodziło. Po upieczeniu chleba czy ciasta, to jeszcze całą szynkę na blachę kładła z jakimś kawałkiem mięsa. Przyprawiała smakowicie i zapach rozchodził się po całym domu. Wspaniałe to było. Pamiętam też smak białej kiełbasy. Wspomina go jeszcze moja córa, bo moja najstarsza siostra taką samą robiła na święta, jak nasza mama. Dom kojarzy mi się z tymi zapachami: chleba, świeżego ciasta i pieczonego mięsa.
W sercach czciliśmy ten ważny dzień - Czesław Jasiewicz
Na Syberii nie można było obnosić się ze swoją wiarą. Nie docierali do nas księża i trzeba było się modlić po cichu. Mimo wszystko w mojej rodzinie zawsze obchodziliśmy święta. Bez względu na okoliczności na Wigilię zawsze był zastawiony stół i sianko. Nie mogliśmy ucztować, jednak w sercach czciliśmy ważny dla nas dzień.
Bez względu na to, czy celebrowaliśmy Boże Narodzenie czy Wielkanoc, pierwszy dzień świąt spędzaliśmy w domu. W wigilię zawsze chodziliśmy na Pasterkę, a w wielkanocny poranek wspólnie uczestniczyliśmy w Rezurekcjach. Zawsze zwartą gromadą, tata i nas siedmiu chłopaków. Bez względu na pogodę szliśmy pieszo na msze do „starego” kościoła. Mama nie szła z nami. Zostawała w domu i przygotowywała posiłek. Kiedy wracaliśmy z kościoła stół był już zastawiony. [...] Nie potrzebowaliśmy dodatkowo poprawiać sobie humoru i w mojej rodzinie w okresie świątecznym nie pijało się alkoholu. […]
Drugi dzień świąt obfitował we wzajemne odwiedziny. Tata przez lata systematycznie sprowadzał do Słubic swoją rodzinę zza Buga, więc chętnie przyjmowaliśmy u siebie babcię i wujostwo. Tego dnia zdarzało nam się odwiedzać także znajomych. Wspólne spędzanie świąt było dla nas bezcenne. Święta spędzaliśmy razem aż do czasu śmierci rodziców. Przyjeżdżaliśmy nawet ze swoimi rodzinami, uważając, że nikt nie jest w stanie zorganizować świąt, jak mama. […]
Racuchy z cynamonem i głowy aniołków - Teresa Goździak
Z dzieciństwa szczególnie miło wspominam okres Bożego Narodzenia. Było to dla nas bardzo rodzinne święto. W Lubniewicach zamieszkali również dwaj bracia mojego taty. Na święta wszyscy zawsze schodzili się do naszego domu. Dorośli siedzieli w jednym pokoju, a dzieci w drugim, osobno. Nie do pomyślenia było, żeby wszyscy siedzieli razem, zwłaszcza jeśli dorośli pili alkohol. Jako dzieci, zawsze z utęsknieniem wyczekiwaliśmy prezentów. Paczuszki były co roku, skromne, ale były.
Pamiętam, że w czasie pierwszego naszego Bożego Narodzenia w Lubniewicach nie było śniegu. Choć byłam mała, dziwiłam się, jak to możliwe, żeby w grudniu nie spadł śnieg. Z Lubelskiego pamiętałam srogie i śnieżne zimy. Na Zachodzie jest dużo cieplej.
Pamiętam, że babcia Antonina, mama mojego taty, zawsze piekła na wigilię drożdżowe racuchy. Smażyła je na oleju i posypywała cukrem z cynamonem. Wszyscy bardzo je lubiliśmy. Nie było wtedy takiego bogactwa słodyczy jak dziś. Babcia piekła również sernik, na kruchym cieście. Jako dzieciaki, braliśmy ten sernik na dwór. Wyjadaliśmy ser, a ciastem karmiliśmy kury. Dziwiliśmy się, po co komu to ciasto...
Przed świętami sami robiliśmy różne zabawki i ozdoby na choinkę. Kupowaliśmy gotowe głowy aniołków, a resztę dorabialiśmy z bibuły i innych kolorowych materiałów. Kleiliśmy również łańcuchy z „kółeczek”, składane „z kostki” lub inne.
Mama mojej mamy nigdy nie przyjechała do nas do Lubniewic. Chorowała na serce. Kiedyś postanowiła nas odwiedzić, ponieważ nie potrafiła wyobrazić sobie, jak my tutaj mieszkamy. Przewieziono ją konnym zaprzęgiem, piętnaście kilometrów do Łukowa, gdzie był dworzec kolejowy. Gdy tylko pociąg wjechał na stację i zagwizdał, babcia wystraszyła się nie na żarty. „Co to za diabeł jedzie?” – powiedziała i zemdlała. Szybko wrócili z nią do domu. Dziadek przyjeżdżał do nas w odwiedziny kilka razy.
Sami robiliśmy ozdoby na choinkę - Lilia Kononowicz
Miałam jednak naprawdę szczęśliwe, beztroskie i wesołe dzieciństwo, choć czasem było trochę niebezpiecznie. Wspaniałe były święta. Nigdy nie zapomnę tych domowych świąt pachnących choinką i wypiekami. Mieliśmy dużą rodzinę. Podczas świąt odwiedzali nas też znajomi. Mama przygotowywała święta dla wszystkich. Piekła ciasta, cielęcinę, całą szynkę z kością w cieście chlebowym. Najpierw peklowała mięso, a potem piekła. To było bardzo smaczne. Na każde święta mamusia szyła nam nowe stroje. Pamiętam, że niejednokrotnie po Wigilii mama stawiała mnie ubraną w niegotową jeszcze sukienkę na krześle. Wykańczała, podszywała, bo nie zdążyła wcześniej tego zrobić. I zawsze na Boże Narodzenie sukieneczka była gotowa.
Pod choinką znajdowaliśmy prezenty. Dostawaliśmy dużo słodyczy. Zawsze rodzice robili jednak tak, że słodycze, które otrzymaliśmy, musieliśmy powiesić na choince. To były czekoladki w „złotku” w kształcie grzybków, rybek, scyzoryków. Wieszaliśmy je wszystkie na choince, a po świętach zjadaliśmy. Inne ozdoby na choinkę robiliśmy sami. Przede wszystkim robiła je moja starsza siostra, ale ja też trochę pomagałam. Siostra robiła baletnice i koguciki z marszczonej bibuły, skręcała lalki ze słomki. Robiliśmy też łańcuchy z błyszczącego papieru i z ciętej bibuły. Wycinaliśmy z papieru kółeczka – małe ogniwka, które zaczepialiśmy jedno o drugie. Wieszaliśmy też na choince orzechy owinięte w „złotko” i „sreberko”, pierniczki upieczone przez mamusię. Do gałązek choinki przypinaliśmy świeczki w lichtarzykach.
Z niecierpliwością czekaliśmy na święta - Barbara Konarska
Mam piękne wspomnienia związane ze Świętami Bożego Narodzenia. Zawsze z niecierpliwością czekaliśmy na ten czas. Na co dzień żyliśmy skromnie, tak, jak większość ludzi po wojnie. Mama nie pracowała, ponieważ tylko tak mogła nam zapewnić sensowną opiekę. Utrzymywał nas ojciec, któremu za praktykę prywatną częściej płacono w jedzeniu niż w pieniądzach, gdyż społeczność wiejska tylko tym dysponowała. Dostawaliśmy jajka, słoninę, czasem kurczaka czy rybę.
W okolicach świąt pojawiała się dziczyzna i to była ogromna atrakcja, ponieważ można było zrobić pieczeń albo pasztet. Jak więc mówiłam, żyliśmy skromnie. Zawsze wspominam, że jadaliśmy kanapki ze smażonym serem, co było wielkopolskim specjałem, albo ze smalcem ze skwarkami. Natomiast święta zawsze były wystawne i były dla nas niezmiernie atrakcyjne.
Mama nawet pojechała kiedyś na zakupy do Poznania, po egzotyczne owoce, na przykład pomarańcze, których nie można było kupić w Krośnie. Dom cudownie pachniał: pastą do podłóg, wykrochmalonymi firanami i pościelami, piernikami pieczonymi przez mamę na kilka dni przed świętami i żywą choinką. Do dzisiaj pamiętam ten zapach, ale nigdy nie udało mi się go uzyskać we własnym domu. Pamiętam też zmęczenie mamy i oczywiście prezenty. Potem każdy pogrążał się w fantastycznym świecie lektury.
---
Tyle nasi seniorzy. To pięknie i wzruszające wspomnienia. A macie swoje związanie z Bożym Narodzeniem? Podzielcie się z nami w komentarzach.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.