Kliknij przycisk i otwórz MENU >>
Sex and the CIty
Reżyseria
: Michael Patrick King 
Scenariusz: Michael Patrick King 
Zdjęcia: John Thomas 
Czas trwania: 135
Dyst.: Warner Bros.



Więcej sex'u
Zacznę od tego, że nie za bardzo przepadałem za serialem… owszem… pierwsze 5 sezonów wywoływało u mnie tu czy tam jakiś uśmiech, ale ostatni sezon to była nędza poniżej jakiejkolwiek krytyki. Napiszę może, co mi się nie podobało… a więc, kobiety, czy feministki narzekały wcześniej na to, że przeważające męskie kino traktuje kobiety pobieżnie oraz przede wszystkim przedmiotowo, kiedy jednak kobiecy świat dostał swoją „platformę” medialną, to co zrobiły owe panie? Ano zamiast pokazać mężczyznom, że potrafią lepiej, zrobiły to samo… potraktowały mężczyzn „narzędziowo” oraz przedmiotowo. Owszem po prawie dziewięćdziesięcioletniej historii obrazu zapisanego na celuloidzie miały prawo się zrewanżować, ale zawsze trąciło mi zdeka hipokryzją… 

Image
Za zwyczaj pani Carrie ubiera się okropnie...


Co zadziałało:
No, ale zapomnijmy o serialu, w sumie nie trzeba go w ogóle znać by się szybko odnaleźć w tym filmie, ponieważ sekwencja wprowadzająca poszczególne postacie była naprawdę świetnie zrobiona. Od razu poznajemy najistotniejsze informacje odnośnie tych 4 kobiet. Wiele osób pisało w swoich recenzjach, że film ogląda się trochę jak 4 splecione ze sobą odcinki, uważam podobnie, ale dla mnie to było na plus. W serialach ma się znacznie mniej czasu na opowiedzenie danej historii, więc trza się streszczać, w filmach często wątek godny 90 minut ekranowych rozciągany jest na siłę do 120 minut, przez co te filmy robią się w końcu nudne i nie do zniesienia. Ten film trwa prawie 140 minut i o dziwo nie znudził mi się w połowie, a nawet później. Humor był pikantny i udany, z czego w sumie sam serial słynął. Same postacie to te same, co w serialu, w sumie żadna z postaci nie została na potrzebę wątku jakoś strasznie przemodelowana, oprócz pewnego rudego babsztyla o imieniu Miranda, ale do tego wrócę…

Image
Nigdy nie kumałem, co Big w niej widzi...
Image
...ale on chyba też zaczyna się zastanawiać!

Co nie grało:
Musze tu wrócić do „narzędziowego” traktowania mężczyzn, na tym ucierpiał w serialu najbardziej Mr. Big. Jego charakter został w konkretny sposób wprowadzony i napisany. Aby dana postać mogła ulec zmianie, przeważnie należy sensownie uargumentować przyczyny tej zmiany i je w miarę wiarygodnie przedstawić. A co robiono z Bigiem w serialu? Ano robiono z nim wszystko, na co się miało ochotę. Carry musiała popłakać, to „kazano” Bigowi robić tak absurdalne rzeczy, które w ogóle nie pasowały do jego charakteru, że aż ręce opadały. Z inteligentnej oraz obytej osoby robiono absolutnego kretyna. W filmie poradzono sobie z tym lepiej, jednak mając serialowe doświadczenie także tutaj mi przeszkadzało, jak kiepsko sobie pisarze poradzili z dziwactwami Biga … ogólnie wyszedł w jednej z najważniejszych scen prawie na infantylnego oraz naiwnego bachora, którym po prostu nie jest. Inna opcja to Miranda, najpierw się z mężem nie „puka” przez 6 miesięcy, po czym wielce się dziwi, że biedak ciśnienia nie wytrzymał i „puknął” na boku. A tutaj moim zdaniem pan się wykazał, nie dość, że wytrzymał te 6 miechów (gratulacje ziomek) to JESZCZE pokazał, że nie jest impotentem! Tuż to było nie małe poświęcenie z jego strony, a ta franca robi z tego takie halo jakby ojczyznę zdradził i nie tylko rujnuje swoją rodzinę, ale także związek Carry z Bigiem oraz naraża rozmaite przyjaźnie. Tutaj mogę tylko powiedzieć HyDŻ! (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi). 
SPROSTOWANIE: Nie popieram zdradzania, ale jak już się ktoś tak ewidentnie o tą zdradę doprasza, to powiedzcie mi: Ile można odmawiać?!?
Inna wtopa to także sprawa związkowa… zachowanie blond kochasia Samanthy jest tak naciągane, albo raczej pominięte (chyba nikomu nie chciało się rozegrać tego wątku sensownie), że ich ostateczne rozejście się jest, co najwyżej, żałosne a nie smutne… A na koniec jeszcze trochę o Samancie… ona wyprowadziła się z Nowego Jorku do Hollywood, no i często podróżuje w te i we w te, za każdym razem jak dociera do nowego Jorku, pozostała trójka reaguje tak, jak by jej nie widziały co najmniej jakieś pół roku. W sumie ok, laski się lubią, ale w pewnym momencie ma się wrażenie, że witają się tak co 5 minut…

Image
Fota mówi sama za siebie
Image
Ciekawy numerek ;)


Podsumowując:
Pomijając niektóre wpadki, film był jednym z przyjemniejszych romantycznych komedio-dramatów, jakie ostatnio widziałem. Prawie 140 minut zleciało szybciutko i naprawdę muszę napisać: Panowie, nie uciekajcie gdzie pieprz rośnie jak wasza kobieta zechce z wami to obejrzeć, moim zdaniem warto poświecić ten czas, aby uszczęśliwić wybrankę (która na 90% jest od dawna fanką tych 4 kobitek). Jak przy czwartym Indiana Jonesie trza jedno powiedzieć: Nie spodziewajcie się nie wiadomo czego, tak jak my dostaliśmy po prostu kolejnego Jones’a, tak wy dostajecie po prostu kolejnego Sex’a. (I cieszcie się z tego, bo to, co dostaliśmy w postaci „Archiwum X 2” po prostu woła o pomstę do nieba – tak – XF2 jest AŻ TAK słabe).

Moja ocena: 8 na 10 (Punkt odejmuję za absolutny brak umiejętności pisarskich w pisaniu postaci męskich, punkt minusowy za drastyczne ciuchy Carry… no dobra, to tylko żarcik :P… ale punkt odejmuję ponieważ jest to film dla kobiet, a jam jest facet… a ta recenzja (tak jak poprzednie) nigdy nie próbowała być obiektywna).

[Kondorr]

Spodobał Ci się artykuł? Daj lajka i udostępnij dalej. Dziękujemy :)