Kliknij przycisk i otwórz MENU >>

Spis treści

Image
Reżyseria Peter Jackson
Scenariusz Peter Jackson , Philippa Boyens
Zdjęcia Andrew Lesnie
Muzyka Howard Shore
Czas trwania: ok. 690min
Dyst.: Warner Bros Records
Gatunek: fantasy



Definitywny przedstawiciel gatunku
Raz na kilka lat, a w niektórych przypadkach na kilkadziesiąt lat, powstaje wyjątkowe dzieło filmowe. I nie mam na myśli jakiegoś ambitnego, przeintelektualizowanego dzieła sztuki. Nie, piszę o kinie kultury masowej, które swoją jakością, merytoryką, przekazem oraz realizacją bije na łeb wszystkie ambitne oraz wszystkie kasowe filmy, czy to europejskie, amerykańskie czy jakiegokolwiek innego pochodzenia. Tego typu filmy przeważnie pokonują ograniczenia gatunku z jakiego się wywodzą, redefiniują pojęcie tego gatunku oraz czasami nawet stają się jego definitywnym przedstawicielem.

Image
Epickie bitwy to codzienność
 
Tak było w przypadku quadrilogii Indiana Jones’a. Te filmy wręcz zdefiniowały pojęcie kina przygodowego, zainspirowały wielu twórców do naśladowania (przeważnie z miernym skutkiem) oraz spowodowały, że gatunek „przygodowy” przede wszystkim kojarzony był z (nie tyle z filmami, ale z główną postacią) Indiana Jonesem. Coś podobnego zdziałały także filmy „Ojciec chrzestny” dla gatunku filmu gangsterskiego oraz „Gwiezdne wojny” dla gatunki Sci-Fi (pomimo że filmy te to przedstawiciele miksu gatunków: fantasy zakotwiczone w świecie science fiction). Nie omieszkam też wspomnieć o niedoścignionym „Braveheart”, któremu też niezły „Gladiator” może jedynie stopy całować.
Mógłbym także wspomnieć o „Piratach z Karaibów”, jednak filmów o piratach się już nie kręci tak, jak kiedyś, by móc definitywnie stwierdzić, że jest to osobny podgatunek. Po prostu kapitan Sparrow nie ma absolutnie żadnej konkurencji.

Image
Spójrz w te smutne oczęta
Image
Mały ale jary












Co się sprawdziło?
Do właśnie takich dzieł należy absolutnie zaliczyć trylogię Tolkiena według Peter’a Jackson’a. Mamy tu przede wszystkim do czynienia z redefinicją tego, jak film fantasy ma wyglądać. Poprzeczka jaką zawiesił dość wysoko pan Jackson pod względem efektów specjalnych pomimo upływu 5 lat nie została wiele przesunięta. Można śmiało powiedzieć, że mamy tu do czynienia z syndromem Indiany - po prostu nie powstał żaden film fantasy, od obsypanego Oscarami „Powrotu Króla”, który byłby naprawdę świetny. Owszem, były jeden lub dwa dobre (między innymi przesiąknięty brytyjskim czarnym humorem „Stardust – Gwiezdny pył”), parę znośnych (na pewno nie należy do nich „Złoty kompas”, który był wręcz tragiczny), ale żadnych arcydzieł. Po prostu twórcy starają się, aby wszystko wyglądało na większe, bardziej niesamowite i piękne, ale zapominają trochę popracować z aktorami, którzy przeważnie kręcąc multum scen na „blue” bądź „green screenach” w końcowym efekcie robią wrażenie jakby sami nie wiedzieli w jakim to oni filmie grają. A to powoduje, że ja (i pewnie niektórzy z was) nie jesteśmy w wstanie przeżywać przygód wraz z głównym bohaterem, ponieważ brak głębi emocjonalnej powoduje, że film staje się nudny, nie zależnie od ilości fajerwerków na sekundę.

Image
Real Action Hero
Image
My precious













A na tym polega największy sukces filmów Jacksona z „Władcy Pierścieni” - oglądając film czuję się zagrożenie, jakie zbliża się w postaci Saurona i jego mrocznej armii orków. Ale widzimy także, że nasze główne postacie cierpią w imię zwycięstwa, dokonują wyrzeczeń oraz poświęceń i trzymają nas normalnie w napięciu. By całość nie stała się zbyt ponura i smutna, wrzucane są gagi słowne bądź sytuacyjne (jak na przykład zawody w zabijaniu orków podczas potężnego oblężenia w obliczu pewnej śmierci). Całość jest na dodatek podkreślona wspaniałą muzyką oraz (prawie nadużytymi) ujęciami z lotu ptaka, co nie raz powoduję gęsią skórkę podczas oglądania.
Na dodatek sama Nowa Zelandia okazała się jednym z lepszych aktorów tego przedsięwzięcia. Procentowo naprawdę jest bardzo niewiele cyfrowych krajobrazów, co także buduje rzeczywistość Śródziemia, które staje się najbardziej realną i rzeczywistą krainą fantasy, kiedykolwiek zbudowaną na potrzebę filmu/ów.

Image
Minas Tirith - Białe Miasto
Image
Armia Rohimirów









Podsumowanie
Nie zamierzam trzymać się klasycznych reguł recenzji i pisać streszczeń fabuły, oceniać w szczegółach grę aktorską czy zdolności reżyserskie, czy też inne aspekty tych filmów. Po prostu, w dziedzinie fantasy nie było i pewnie przez jeszcze długi czas nie będzie niczego porównywalnego, gdzie prawie wszystko było na jak najwyższym możliwym poziomie. Owszem filmy są długie (można je nazwać monstrami celuloidowymi), każdy w wersji reżyserskiej trwa około 4 godzin. Ale dla mnie istnieją tylko te dłuższe wersje i tylko takie mogę wam polecić (więcej na temat tych dwóch wersji jak dojdę do opisu niedawnej reedycji trylogii)!
Podsumowując, mamy tu do czynienia z definitywnym przedstawicielem gatunku fantasy, któremu współczesne produkcje w żadnym stopniu nie zagrażają. Co prawda, szykuje się nie długo duologia Hobbita, jednak ciężko nazwać konia z tej samej stajni konkurencją. 
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam (ale tylko wersje reżyserskie).

Moja ocena: 10+ na 10 (najbardziej kolosalna realizacja, oparta na klasycznym archetypie świata fantasy, takie dzieła powstają raz na… na… chyba jednorazowo w ogóle, tego już nikt nie przebije).

PS: Na drugiej stronie znajdziecie recenzje wydania DVD LotR'ów.




Image
My precious... DVD Colection :D













Wydanie Władcy pierścieni „2 DVD Limited Edition”

Dopóki to wydanie nie ujrzało półek w sklepach ciężko było z władcą w domowej filmotece. Zwykłe kinówki (pisze o wersjach kinowych, a nie o kopiach pirackich nagrywanych ręczną kamerą) można było kupić za normalne pieniądze (jak na polski rynek, bo na zachodzie to nawet taniej można było i wciąż można kupić). Wydatek ponad 100 złotych za wydanie 4DVD JEDNEGO filmu (a wersje reżyserskie były tylko w tych wydaniach), to po prostu lekka przesada. Owszem była masa dodatków, ale nie przeceniajmy jednak wartości pieniężnej dodatków.  

Image
Ja też wolę wersje rozszerzone Aragornie!

















A więc polski przeciętny kinomaniak miał wybór: ciulowe wydanie zwykłe z kinówkami, bądź zbyt drogie wydanie arcy-luksusowe z wersjami reżyserskimi. I ja jako taki przeciętny sobie człowieczek postanowiłem olać „Władcę pierścieni”. Nie zamierzam fortun wydawać na filmy, ale też nie zamierzam oglądać wersji dla biednych (jak kogoś obraziłem, to przepraszam). Więc po 4 latach bardzo kiepskiego wyboru w końcu doczekałem się wersji dla siebie. Każdy film w pudełku jest w wersji kinowej oraz reżyserskiej, każdy na jednej dwustronnej płycie DVD (nie mylić z dwuwarstwową – mamy normalnie stronę A i B, prawie jak za czasów kaset). Do tego dochodzi druga płyta DVD z 2 godzinnymi filmami typu „making off”. Jednak nie są to klasyczne filmy „making off”. Zazwyczaj jest reguła, że mamy ujęcia z planu oraz masę wywiadów, gdzie wszyscy nawzajem se w duuuu… komplementy prawią. Owszem jest sporo ciekawych rzeczy, ale rzadko naprawdę dowiadujemy się jak oni to zrobili i jak to było być na planie od rana do wieczora, czy to w deszczu, w śniegu czy w prażącym słońcu (nie widziałem dodatków do wersji 4DVD, ale są mniej więcej w takim guście, jak opisałem powyżej – tak mój ziomek mi przynajmniej powiedział, nie zamierzam weryfikować – jest to zbyt kosztowne). Mamy tutaj filmy, w których aktorów nie ma wielu, gwiazdami tych „making off”-ów są przede wszystkim członkowie ekipy, którzy zmagają się z codziennością chaosu, towarzyszącą produkcji filmowej. Może to was jarać, może i nie. Ale jeżeli chcecie w jakimś stopniu poczuć klimat planu filmowego, to gorąco polecam te filmy.

Image
13, 14, 15, 16... Orkowy massmord
Image
Prawie Darth Vader...














Pochwalić należałoby także możliwość wyboru, pomiędzy wersją kinową a reżyserską. Co prawda, dla mnie to żaden wybór, liczy się w tym wypadku tylko reżyserska, ale biorąc pod uwagę fakt, że nie zawsze na korzyść wychodzi wersja reżyserska powinno się mieć ten wybór i samemu móc zadecydować.
A na koniec napiszę dlaczego tylko wersje reżyserskie polecam. Otóż przede wszystkim są bardziej klimatyczne, pogłębiają niektóre wątki i lepiej wprowadzają nas w wydarzenia oraz relacje między postaciami i pomimo, że pierwszy film jeszcze jest w stanie się w kinówce obronić – mało tu faktycznie krytycznych dodatkowych scen – tak pozostałe dwie części są bardzo dziwnie potraktowane przez gościa z nożyczkami w łapie.
A więc: W pierwszym filmie poznajemy pierworodnego syna namiestnika króla Gondoru - Boromira, (sorry za spoiler) koleś bohatersko przeskakuje swój cień i ginie w obronie Niziołków. W drugim filmie poznajemy jego brata Faramira, ostatniego potomka rodu. A w trzecim filmie (w wersjach kinowych) poznajemy ojca dwóch tych jegomości. W tym trzecim filmie król jednak ma nie po kolei w głowie i robi wszystko by drugi syn także kopnął w kalendarz, co jest dość irytujące, bowiem ten wątek zdaje się być jakby doczepiony na siłę, jakby nie miał początku. Dopiero w reżyserskiej wersji „Dwie wieże” poznajemy za pomocą retrospekcji historię relacji starszy syn Boromir – młodszy braciszek Faramir – walnięty król, ich ojciec. I tylko wersja reżyserska, dzięki lepszemu przedstawieniu tych trzech dramatycznych postaci, pozwala na stworzenie lepszej więzi pomiędzy widzem a akcją filmu. I dopiero po wersji reżyserskiej drugiego filmu można skumać o co kaman z tym wariatem na tronie (zakładając, że jesteście równie ignoranccy jak ja i nie czytaliście książek). No ja z kina wyszedłem lekko poirytowany (po seansie „Powrotu króla”). Ale to nie koniec dziwnych decyzji co do montażu wątków. Jak zapewne każdy wie, Saruman jest głównym pionkiem Saurona, który nie mając fizycznej postaci potrzebuje jakiegoś sługusa. No i Saruman robi przez pierwsze dwa filmy za głównego Bad boya, a w trzecim filmie słuch po nim zaginął. Owszem przegrał z Entami w bitwie o Isengard, ale co się z nim właściwie stało?!? No halo! Jak można taki wątek tak bezczelnie pominąć. I tutaj także niczym Gandalf na białym rumaku dociera do nas możliwość obejrzenia filmu „Powrót króla” w wersji reżyserskiej, która nie pozostawia żadnych wątpliwości co do losu Sarumana!

Image
Droga dłuższa w rozszerzonej
Image
Takie oczy bedziecie robić














Wiem, że 4 godziny na film to całkiem sporo, ale fakt, że na każdej stronie DVD mamy pół filmu, pozwala nam w wygodny sposób podzielić sobie każdy film na dwa rozdziały, aby je obejrzeć na raty. Plusem tego zestawu przede wszystkim jest fakt, że panowie, którzy skompletowali nam te wydania dokonali podziału filmów w dość logicznych miejscach, co pozwala nam potraktować (skoro już trzeba) każdy film jako dwa osobne. I skoro już tak się o to postarali, to drogi widzu, nie masz już wymówki, żeby obejrzeć wersje kinowe (ja je zwie amputowane). Po prostu obejrzyjcie te filmy jak należy, bo to tylko wyjdzie na korzyść waszemu odbiorowi tych filmów – w sensie spędzicie te 11 i pół godzin znacznie milej!


Image
Jak dla mnie jest to jedyny właściwy zestaw




[Kondorr]

Spodobał Ci się artykuł? Daj lajka i udostępnij dalej. Dziękujemy :)