Kto umiałby fachowo udzielić pierwszej pomocy? A użyć przenośnego defibrylatora AED? Tego właśnie uczyły się dzieci, młodzież instruktorzy i nauczyciele – dzięki dotacji pozyskanej z programu Działaj Lokalnie. Ćwiczyli na specjalnych fantomach. I niedługo razem z nimi pójdą do swoich szkół i przeszkolą innych.
Nietypowe marzenie - żeby mieć własne fantomy do nauki udzielania pierwszej pomocy od dłuższego już czasu miała grupa pedagogów i instruktorów ze Związku Harcerstwa Polskiego (ale nie tylko). Okazja do zdobycia środków na ten cel pojawiła się wiosną zeszłego roku. Jako grupa nieformalna złożyli wniosek o dotację do Fundacji na rzecz Collegium Polonicum, która jest regionalnym ośrodkiem programu Działaj Lokalnie. I od 10 lat przyznaje dotacje do 6 tys. zł. na projekty związane z budowaniem dobra wspólnego. A jest nim na przykład to, żeby młodzież wiedziała, jak podjąć akcję ratowania życia.
Dzięki dotacji zostały kupione fantomy, apteczki i treningowy przenośny defibrylator AED. I przyszedł czas na szkolenia. – Idea była taka, żeby przeszkolić po jednym lub dwójce dzieci z różnych szkół, drużyn harcerskich po to, żeby oni potem przekazali tę wiedzę swoim rówieśnikom w szkołach – opowiada Martyna Mostowska, jedna z inicjatorek projektu.
Jak używać rąk i defibrylatora
Szkolenie dla młodzieży odbyło się 13 października w słubickim liceum. Wzięło w nim udział 15 uczestników, w tym także z Ośna Lubuskiego i Rzepina. A dzień później, 14 października na szkoleniu spotkali się nauczyciele, pedagogowie, instruktorzy ze szkół i drużyn harcerskich. Do szkoleń w swoich szkołach czy na zbiórkach będą wykorzystywać znane im już fantomy i AED.
Jak było na szkoleniu? Prowadził je Michał Paprotny, doświadczony ratownik medyczny z Zielonej Góry. Swoją wiedzę przekazywał w bardzo konkretny sposób. – Jesteście ważnym elementem w łańcuchu pomocy. Jeśli was zabraknie, to człowiek, który na ulicy potrzebuje pomocy ma małe szanse, żeby przeżyć, choćbyśmy mieli najlepsze szpitale świata – mówił do uczestników.
Podawał wiele konkretnych przykładów. Choćby taki, że wiele osób umiera w wypadkach samochodowych, ponieważ, kiedy nieprzytomni siedzą w fotelu, głowę mają opuszczoną na klatkę piersiową. W tej pozycji jest bardzo trudno oddychać i duszą się. – Żeby ich uratować, należy głowę odgiąć do tyłu. A ludzie stoją przed samochodem i dzwonią po pogotowie – mówi M. Paprotny.
Uczestnicy byli skupieni i zmotywowani do ćwiczeń. Te były najważniejszą częścią szkolenia. Każdy musiał kilka razy wykonać pełny cykl – od sprawdzenia, czy wokół jest bezpiecznie, po przeprowadzenie resuscytacji, w tym również z użyciem AED, czyli przenośnego defibrylatora. Jak podkreślał ratownik, jest ich coraz więcej, a powinny znaleźć się na wyposażeniu każdego urzędu czy szkoły.
Słuchali i ćwiczyli, żeby nauczyć kolegów
Jedną z młodszych uczestniczek była Zosia Plecka z 5 klasy Społecznej Niepublicznej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej. Przyznała, że namówiła ją pani pedagog. – Chciałam umieć udzielać pierwszej pomocy, wyobrażam sobie, że może kiedyś będą mi potrzebne takie umiejętności i będę mogła uratować komuś życie. Kiedyś już brałam udział w podobnym szkoleniu, kiedy byłam w 2 klasie – powiedziała. Słuchała pilnie – jej zadaniem, wraz z panią pedagog, będzie przeprowadzenie podobnego szkolenia w swojej szkole.
- Uważam, że mogę się tu wiele nauczyć, to jest bardzo ważne i potrzebne, bo nigdy nie wiadomo kiedy może się zdarzyć taka sytuacja, że będę musiał udzielić komuś pomocy - mówi Łukasz Galas, harcerz. Jego zadaniem będzie przekazanie wiedzy swojej drużynie, oczywiście pod okiem instruktora.
Uczestników nie zniechęciło, choć zaskoczyło to, że podczas prowadzenia masażu serca może się zdarzyć, że… połamią się żebra. M. Paprotny zaznaczał, żeby nie przerywać akcji ratunkowej. – Żebra się zrosną, jeśli człowiek przeżyje – podkreślał.
Nieco starszymi uczestniczkami szkolenia były Marta Dębska i Maryla Kusz z Uniwersyteckiego Liceum Ogólnokształcącego. Obie przyznały, że podobne szkolenia miały w gimnazjum, ale chciały udoskonalić swoje umiejętności. – Nigdy nie byłam świadkiem żadnej sytuacji, w której musiałabym wykorzystać to w praktyce, dlatego chciałam dowiedzieć się więcej – mówiła Maryla. – Najtrudniej jest się przełamać, nie bać się ratować, a jak ma się wiedzę, to jest ten pierwszy krok, żeby być pewniejszym w tym, co się robi – dodała Marta. Motywowało je również to, że teraz swoją wiedzę będą przekazywały koleżankom i kolegom ze szkoły.
Także uczniowie z Liceum Ogólnokształcącego im. Zb. Herberta będą ćwiczyć udzielanie pierwszej pomocy – a pomogą im w tym dwie koleżanki, które pilnie uczyły się pod okiem ratownika. Te szkolenia rozpoczną się już niedługo.
Tak działa Działaj Lokalnie
Choć Fundacja na rzecz Collegium Polonicum, która jest ośrodkiem programu Działaj Lokalnie już 11 razy przyznawała dotacje na różne pomysły i działania, pierwszy raz pojawiła się w nich pierwsza pomoc.
– Ten projekt pokazuje, jak wiele można zrobić za niewielką dotację. Wystarczy mieć pomysł, chęci do działania i napisać wniosek. W działania zaangażowało się wiele osób, udało się kupić profesjonalne fantomy, a efekty będą widoczne przez długi czas, działania na pewno będą kontynuowane – mówi Marta Stachowska, koordynator programu z fundacji.
Konkurs odbywa się co roku przed wakacjami. Na tegoroczny wpłynęło 18 wniosków z 13 gmin – tyle fundacja obejmuje swoim zasięgiem. 10 z nich otrzymało dofinansowanie – łącznie FCP przekaże im 55 tys. zł. 4 z nich pochodzą z powiatu słubickiego.
– Tematyka konkursu nie jest ściśle określona. Najważniejsze jest to, żeby zachęcać do działania mieszkańców i budować dobro wspólne, które może być rozumiane bardzo szeroko – wyjaśnia M. Stachowska.
Kolejna edycja konkursu już w przyszłym roku. M. Stachowska zachęca do wzięcia udziału tych, którzy mają marzenia, pomysły, ale jeszcze nigdy nie próbowali napisać żadnego wniosku – bo te z Działaj Lokalnie są jednymi z najprostszych. O konkursie będziemy informować.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.