Zaczął, kiedy miał siedem lat. Niedawno ukończył kolejny, piąty już model statku. Żaglowiec Fenicja pływa, ma podświetlenie… Grzegorz Trzmielewski, tegoroczny maturzysta wciąż rozwija swoją modelarską pasję. Z zapałek może zbudować niemal wszystko…
Tata, stolarz, przywoził małemu Grzegorzowi klocki i listewki, z których zaczął budować rożne modele. – Bawienie się nimi po jakimś czasie stało się nudne, więc zacząłem je sklejać. Pomyślałem, że stworzę coś konkretnego, statek czy łódkę, którą potem będę mógł puścić na wodę i będę miał satysfakcję, że pływa – opowiada o początkach swojej modelarskiej pasji. Co wymyślił, to zrealizował – miał wtedy 7 lat. Choć teraz mówi, że statek nie wyglądał specjalnie – ale tak mu się spodobało, że budował dalej.
Potem były modele sklejane z gotowych elementów: plastikowych czy kartonowych. Ale to również nie było „to”. – Postanowiłem, że zacznę budować z zapałek, gdyż wtedy mogę tworzyć wszystko sam, od postaw – opowiada G. Trzmielewski. I tak, od 5 lat jest wierny zapałkom. Zamawia je w setkach tysięcy.
Dni pełne pasji
Ta pasja zajmuje mu sporo czasu. Jak wyglądał typowy dzień młodego modelarza podczas roku szkolnego? – Budzę się, wstaję, zapałki, szkoła, obiad, zapałki, czasami wolne robiłem sobie tylko na jedzenie – opowiada modelarz z Drzecina. Ale szkoła, w której do niedawna się uczył, Zespół Szkół Budowlanych w Gorzowie, również została przez niego „sportretowana” przy pomocy zapałek. Na 76-lecie stworzył jej makietę, na której widać budynki, boisko, tereny zielone.
Pisaliśmy o Grzegorzu Trzmielewskim kilkukrotnie, pierwszy raz w 2014 roku, kiedy jego prace prezentowane były w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy w Słubicach w ramach cyklu „Młodzi zdolni”. Pokazał wtedy model żaglowca i mostu. Potem, w 2016 roku, mogliśmy podziwiać Dar Młodzieży – największy model żaglowca z zapałek. Miał 2 metry długości i ok. 130 cm wysokości, a do jego powstania potrzeba było ok. 80 tys. zapałek.
Coraz bardziej skomplikowane konstrukcje
Nieco później Grzegorz z 40 tys. zapałek zbudował model pancernika Bismarck. Każdy kolejny statek jest bardziej skomplikowany, modelarz stawia sobie coraz wyżej poprzeczkę i dodaje kolejne elementy. Bismarck ma obracane działa i dźwigi, unosi się na wodzie. Ale model nie ma raczej ku temu okazji – znajduje się w jedynym w Polsce Muzeum Filumenistycznym w Bystrzycy Kłodzkiej (ta placówka gromadzi eksponaty związane z ogniem, zapałkami i zapalniczkami).
Kolejnym modelem był włoski pancernik Vittorio Veneto. Ten statek nie tylko świetnie pływa, ale ma również ruchome, obracane elementy. – Zbudowałem go, bo był największy, miał największą ilość dział – opowiada Grzegorz.
Ostatnim dziełem mieszkańca Drzecina jest Fenicja. Trzymasztowy żaglowiec powstał z 40 tys. zapałek. Grzegorz prace nad nim zaczął od projektu, ponieważ miał do dyspozycji tylko 3 zdjęcia. I sam musiał określić jego proporcje.
Statek ma 170 cm długości i 1,5 m wysokości. Nie tylko unosi się na wodzie, ale kiedy popycha go wiatr, żaglowiec płynie. Ma podświetlenie i oszklenie z tyłu. – Bardzo lubię wymyślać, jak statek ma wyglądać, jak go zbudować – przyznaje G. Trzemielewski.
A może jacht własnego pomysłu?
Stąd jego kolejny pomysł – żeby skonstruować własny jacht i zbudować go na 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Tu pewną przeszkodą okazały się koszty, bowiem modelarz pasję finansuje z własnej kieszeni. – Taki jacht byłby ciekawym wyzwaniem, ale potem nie mógłbym np. sprzedać go do muzeum, a to na pewno lepsze niż trzymanie go w domu – mówi Grzegorz.
Bo, jak wyjaśnia, zapałki są tanie, jeśli kupuje się pudełko, ale przy zamówieniu kilku tysięcy sztuk koszt robi się większy. Do tego dochodzi klej i narzędzia. Ale zaplanował już wszystko, łącznie z tym, żeby dodać do jachtu sterowanie i zbudować pilota z zapałek…
Ta pasja być może w przyszłości dać mu zawód. G. Trzmielewski przyznaje, że chciałby studiować na akademii morskiej w Gdańsku lub Szczecinie, najlepiej kierunek związany z projektowaniem statków.
Cierpliwość i wytrwałość
Czy dzięki tej pasji jest człowiekiem o ogromnej cierpliwości? – I tak, i nie. Mam cierpliwość, ale czasem się wkurzam, jak coś nie wychodzi. Często się zdarza, że buduję jakiś element przez kilka dni, a w ostatnim etapie on się łamie. Jednak nigdy w złości nie niszczę tego, co stworzyłem. – opowiada modelarz.
G. Trzmielewski dumny jest ze wszystkich swoich realizacji. Ale najbardziej z tego, że się nie poddaje, ale kończy każde zadanie, które sobie wyznaczył. – Gdy tylko zbliżam się do końca, to zastanawiam się, co zbuduję teraz. Wciąż stawiam sobie nowe wyzwania, to byłoby nudne, gdybym budował wciąż tak samo, tylko zwykłe modele – mówi. – Staram się budować wszystko, pokazywać, że można stworzyć coś z niczego – dodaje.
Zachęca młodszych do konstruowania
Uczy tego młodszych od siebie. Miał zajęcia z dziećmi w słubickiej bibliotece, a także w Szkole Podstawowej w Golicach. – Staram się pokazać dzieciom, że warto znaleźć w sobie pasję, zajmować się czymś innym niż siedzenie przed komputerem – mówi Grzegorz. A dzieci chętnie go słuchają i naśladują. – Pytają, co teraz buduję, chcą tworzyć swoje modele – opowiada i dodaje, że przekazywanie swojej pasji również sprawia mu olbrzymią satysfakcję.
Nasza redakcja gratuluje Grzegorzowi umiejętności, pasji i wytrwałości. I oczywiście trzymamy kciuki za kolejne konstrukcje, w przyszłości również te prawdziwe. A gdyby, ktoś chciał wesprzeć utalentowanego modelarza, np. zakupem materiałów do tworzenia kolejnych projektów, zachęcamy do kontaktu z nami.