Orkan Friederike nie okazał się tak groźny dla naszego powiatu jak wynikało z prognoz. Wiało, padał śnieg, który od razu się topił, ale nie spowodował szkód. Noc upłynęła spokojnie, dopiero nad ranem strażacy usuwali dwa powalone drzewa.
Słowo „orkan” nadal kojarzy się wielu z nas z Ksawerym, przez którego w zeszłym roku Słubice i okolice długo borykały się z awarią prądu. I nie tylko my, lecz praktycznie cała Polska. Kolejny orkan, który dotarł nad nasz kraj, otrzymał wdzięczne imię Friederike.
Jego przejście przez woj. lubuskie zapowiadano 18 stycznia. Pisaliśmy o tym również na naszej stronie. Synoptycy ostrzegali przed silnym wiatrem, który w Niemczech i Holandii spowodował ofiary śmiertelne. Miał wiać nawet z prędkością 100 km/h. Jednak w woj. lubuskim siła orkanu okazała się niższa niż początkowo prognozowano – wiało "tylko" z prędkością ok. 50-60 km/h, najmocniej na południu województwa.
W całym kraju strażacy interweniowali ok. 700 razy. Dwie osoby zostały ranne, uszkodzeniu uległo 65 budynków. Na terenie powiatu słubickiego było spokojnie.
– Przygotowywaliśmy się do nadejścia tego orkanu. Ale przez całą noc nie otrzymaliśmy ani jednego zgłoszenia – mówi Michał Borowy, rzecznik słubickich strażaków. Na pierwsze interwencje pojechali dopiero rano – usuwali dwa drzewa, które przewróciły się na drogę. Jedno w Grabnie, a drugie w Słubicach przy ul. Wawrzyniaka.