Wspomnień czar… To już 20 lat minęło od pierwszego Koncertu Noworocznego w Słubicach. Wtedy w Kościele Św. Ducha zabrzmiała IX symfonia Ludwiga Van Beethovena, której słuchało ok. 1500 osób. Ale czy wiecie, że zanim symfonicy zagrali, a chóry zaśpiewały, był szalony pomysł, szukanie pieniędzy, solistów, krzeseł i gorączkowe ogrzewanie kościoła…
- Dwadzieścia lat temu byliśmy początkującymi osobami w managemencie kultury – zaczyna opowieść Tomasz Stefański, wtedy student, dziś zastępca dyrektora Słubickiego Miejskiego Ośrodka Kultury. – Zupełnie zielonymi – dodaje Tomasz Pilarski, dyrektor SMOK-a. – Choć wtedy wydawało nam się, że mamy super wiedzę i zorganizujemy super koncert. A tak naprawdę to bazowało na ogromnej naiwności młodych ludzi, że zorganizują koncert symfoniczny w Słubicach – dopowiada T. Stefański.
Od pomysłu do wykonania
Skąd wziął się pomysł, żeby do Słubic zaprosić Brandenburską Orkiestrę Państwową i chór Singakademie z IX symfonią Ludwiga van Beethovena? – Nas, jako chór Adoramus, zaproszono kilka razy do kooperacji z orkiestrą i chórem z Frankfurtu, śpiewaliśmy z nimi tę X symfonię na koncercie pod koniec roku. I ponieważ już się jej nauczyliśmy, mieliśmy z nimi pewną minimalną współpracę, wpadł nam do głowy pomysł, żeby podobny koncert zorganizować w Słubicach – tłumaczy T. Pilarski.
W tamtym czasie w Słubicach nie było żadnych koncertów symfonicznych. A i przekraczanie granicy nie było takie proste jak teraz. Dodatkową barierą była wysoka cena biletów. T. Pilarski i T. Stefański wspominają, że poszli po prostu do dyrektora filharmonii we Frankfurcie i zapytali, czy orkiestra nie zagrałaby za darmo w Słubicach? A on się zgodził, mówiąc, że mają taką misję, żeby otwierać się na wschód.
Jednak nie wszystko da się zrobić za darmo. Konieczne było zdobycie wsparcia na transport instrumentów i solistów. Udało się je pozyskać od miasta Frankfurtu – przyznali dotację ok. 3 tys. marek.
Barbara Weiser, szefowa chóru Adoramus wspomina, że miała już pewne doświadczenie organizacyjne, bo chór powstał w 1990 roku i dużo koncertował, ale mimo wszystko przedsięwzięcie zaproszenia orkiestry brandenburskiej było szalone. - Muszę przyznać, że ta „naiwność” chłopaków pomogła bardzo w realizacji tego szalonego projektu. Do końca nie byliśmy pewni, czy wszystko się uda - opowiada.
Nagrzewnice i krzesła
A nie udać się mogło bardzo wiele. B. Weiser wspomina, że to na jej głowie było znalezienie solistów. Zadzwoniła do swojego profesora z Gdańska, który polecił jej kilku muzyków. Ale już podczas próby okazało się, że sopranistka nie bardzo sobie radzi z repertuarem. - Pamiętam, jak wtedy spojrzał na mnie Nikos Athineos, dyrygent. Ale udało się, zaśpiewała dobrze – mówi B. Weiser.
Kolejnym problemem, z którym musieli zmierzyć się organizatorzy, była temperatura. Nie na zewnątrz, a w środku kościoła Św. Ducha, który wtedy nie miał ogrzewania. A w kontrakcie z orkiestrą było zapisane, że musi wynosić min. 16 stopni. Termometr pokazywał 14. – Byliśmy przerażeni, myśleliśmy, że przyjadą, wyciągną termometry, sprawdzą i nie zagrają – wspomina T. Stefański.
Wtedy B. Weiser załatwiła olbrzymie nagrzewnice spalinowe od firmy Wimar (która do dziś wspiera Adoramusa). – Wyglądały jak silniki odrzutowe, trochę dymiły i śmierdziało naftą, ale dzięki nim udało się dogrzać kościół – wspomina T. Stefański. I to mimo tego, że jedna z nich się zepsuła, i to w dość widowiskowy sposób.
W kościele zaczęli ustawiać się muzycy i chóry, łącznie ok. 150 osób. I przychodzić goście. Część biletów sprzedała się wcześniej, ale bardzo dużo osób zdecydowało się po prostu przyjść. Było ich tak wiele, że zabrakło blankietów biletów. – Pani Teresa Rabenda ze szkoły muzycznej po jakimś czasie po prostu pobierała tylko opłatę i wpuszczała ludzi do środka – wspomina T. Stefański.
W środku też było nieco nerwowo, bo okazało się, że dla gości zaczyna brakował krzeseł. I organizatorzy znosili je na bieżąco z salek katechetycznych. Przyszło ok. 1500 osób, na co, jak szczerze przyznaje T. Stefański, nie byli kompletnie przygotowani. B. Weiser wspomina, że kiedy wydawało się, że sytuacja z miejscami jest opanowana, przyjechał ówczesny wicewojewoda (a dziś starosta) Marcin Jabłoński. A tu nie ma krzeseł! Dlatego dostał specjalne krzesło z prezbiterium, na którym zazwyczaj siadają księża.
- Pamiętam, że stałam na miejscu dla chóru i patrzyłam na publiczność, było wśród nich wielu uczniów szkoły muzycznej… To pierwszy szalony pomysł, od tego momentu zrealizowaliśmy wiele podobnych… Jaka radość, jaka satysfakcja, że udało nam się tak duży koncert zorganizować. Nie chce się wierzyć, że to już 20 lat minęło od tego dnia… - mówi B. Weiser.
Tradycja, która trwa
Tak rozpoczęła się tradycja Koncertów Noworocznych. B. Weiser jest dumna, że udało się nauczyć i przygotować publiczność w Słubicach do odbioru takich koncertów. Wciąż na podobne, nie tylko noworoczne, przychodzi wiele osób.
20 stycznia, po 20 latach, Barbara Weiser ponownie podobnie stanie razem z chórem, z tą samą orkiestrą, pod batutą tego samego dyrygenta, który akurat w tym czasie przebywa we Frankfurcie. IX symfonia zabrzmi tym razem w Collegium Polonicum. Choć znowu przed organizatorami stoją wyzwania, na przykład rozbudowa sceny w auli, która musi pomieścić 150 osób.
Koncert będzie bardziej kameralny, miejsc jest mniej niż w kościele, bo około 400. Pojawią się również te osoby, które przez 20 lat były związane z wydarzeniem. A razem z chórem ponownie zaśpiewa T. Stefański, który namawia do tego również T. Pilarskiego. W tym roku koncert jest możliwy dzięki wsparciu gminy Słubice. Więcej w naszej wcześniejszej publikacji. ZOBACZ
A pozytywnych efektów pierwszego koncertu symfonicznego było znacznie więcej: chór Adoramus coraz więcej koncertował (był taki rok, w którym dali 370 koncertów!) i przeniósł się ze SMOK-a do szkoły muzycznej, powołano Słubickie Towarzystwo Muzyczne… - Według mnie w związku z tym, że ten pierwszy koncert tak dobrze „odpalił”, zaczęło się w Słubicach życie koncertowe. Powstał festiwal Musica Autumna, który trwa do tej pory. Od tego czasu przeciętnie dwa razy do roku odbywają się w Słubicach dwa duże koncerty z muzyką klasyczną – podkreśla T. Pilarski.
Przez 20 lat w koncertach noworocznych zmieniał się repertuar, wykonawcy (choć niezmiennie jest wśród nich Adoramus), źródła finansowania, ale zawsze była publiczność, która na nie przychodziła.
Tegoroczny koncert jest pewną klamrą, która spina dwudziestoletnią historię koncertów noworocznych. T. Pilarski przyznaje, że myśli nad „nowym otwarciem”. Żeby te koncerty wzorowały się na tych np. transmitowanych z Filharmonii Wiedeńskiej.
Więcej muzyki
Ale oprócz własnych wydarzeń SMOK promuje repertuar filharmonii we Frankfurcie. – Tegoroczny koncert traktuję też jako pewien rodzaj promocji, nie wszyscy wiedzą, że kilkadziesiąt metrów od mostu granicznego mamy wspaniałą orkiestrę, co 2 tygodnie jest tam koncert, można korzystać z ich programu – zachęca T. Pilarski. A SMOK dofinansowuje bilety, dlatego słubiczanie mogą je kupić za 20 zł.
Szef ośrodka zdradza, że myśli jeszcze nad co najmniej jednym specjalnym, dużym filharmonicznym koncertem w tym roku – z muzyką polską, z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Do tego tematu będziemy na pewno wracać.
A jak wy wspominacie pierwszy, noworoczny koncert w Słubicach? Podzielcie się swoimi wspomnieniami. Zapraszamy do komentowania.