Wczoraj miałem nieprzyjemny incydent na myjni Aral i postanowiłem PRZESTRZEC innnych przed korzystaniem z tejże myjni. Zakupiłem program srebrny, pracownik myjni wprowadził kod a wyjechałem z brudnym i uszkodzonym autem. Zaznaczam, że nie pracuję w konkurencji, a jedynie jestem konsumentem niezadowolonym z usługi. Auto nie jest też stare, bo ma 10 lat i niedawno było na nawo lakierowane.
Myjnia Shella była uszkodzona, stąd z braku laku laku pojechałem na Aral koło starej Biedronki. Po wyjechaniu z myjni wyjechałem bez lewego lusterka, bez przedniej tablicy rejestracyjnej (maszyny myjni ułamały mi obudowę tablicy), na masce był niedomyty bród a z tyłu na drzwiach bagażnika odprysk lakieru i odłamana literka w napisie marki samochodu! Kierownik myjni nie chciał miał mi nawet zwrócić za tę nierzetelną usługę, bo mimo wszystkich usterek, "reszta samochodu była czysta", czyli rzekomo wywiązał się z umowy.
"50 klientów przed Panem korzystało i żaden nie narzekał" usłyszałem. W psychologii taki argument to tzw. manipulacjia. A co mnie obchodzą inni? Sprawna myjnia to nie taka, że "tylko" co 50. auto jest uszkadzane. Część z konsumentów mogła zauważyć usterki dopiero daleko za Słubicami, gdzie byli przejazdem i nie opłacało im się wracać czy tracić czasu na użeranie się z niemiłym kierownikiem myjni. Mogli to być również Niemcy, którzy mają problem dogadać się z obsługą myjni, którzy nie grzeszą dobrą znajomością języka. Po niemiecku umieją liczyć i powiedzieć nazwy artykułów sprzedawanych w sklepie na stacji. Przy trudniejszych sprawach ekspedientka duka coś pod nosem, mix ni po polsku ni po niemiecku.
Usłyszałem od kierownika "lusterka się składa", z tym że moje lusterko jest nieskładane. W takim razie odparł "przy nieskładanych naciska się specjalny guzik przy wpisywaniu kodu na myjnię", jednak wprowadzaniem kodu i obsługą myjni zajmował się pracownik myjni, więc nie mógł zwalić na mnie odpowiedzialności za szkody.
Co do ramki tablicy rejestracyjnej chciał mnie przekonać, że była stara, jednak była nowa, wymieniana przy okazji ostatniego przeglądu.
Co do niedomytego brudu, powiedział, że w regulaminie myjni nie ma, że wszystkie rodzaje brudu będą zmyte. Ja odparłem "a czy jest w regulaminie, że niektóre brudy wyłączone są z zasięgu myjni?" Myjnia to myjnia i zgodnie z samą nazwą auto powinno być umyte. Bez problemu brud schodził przy drapaniu paznokciem. Kierownik więc spytał butnie: "a czy myjnia ma paznokcie?". Oczywiście nie ma, ale ma wodę pod ciśnieniem i ciężkie szczotki. Środki o wiele skuteczniejsze.
To że lakier był w porządku i napis marki samochodu był kompletny można było sprawdzić na monitoringu.
Czy myjnia jest po to, by potem jeszcze samemu musieć myć auto? Kilka wizyt w takiej myjni i auto zrujnowane. Czy dojdzie do tego że kierownictwo myjni będzie kazało ściągać tablice rejestracyjne przed myciem? I czy kierownictwo myjni ma klientów za debili? Nie może załatwić sprawy w spokony sposób tylko wydziera się na klienta i zmusza do tygodni biurokracji z ubezpieczalnią. Niestety kierownik wolał nie zwracać pieniędzy, ale stracił więcej niż 20,99 zł. Stracił klienta i może być pewien, że wszystkim znajomym w Słubicach będę odradzać korzystanie z tej myjni.