Jestem świeżo po lekturze artykułu, który niedawno pojawił się na portalu
Wirtualnej Polski
. Portal Słubice24 udostępnił odnośnik do tekstu na swoim fanpage’u (
ZOBACZ
) i nie trzeba było długo czekać na reakcję mieszkańców na ten temat.
Oczywiście zdania były podzielone, ale to nic dziwnego. Są osoby, które z treścią artykułu się zgodziły, niektórzy uważają to za brednie, a jeszcze inni popierają tylko część faktów. Szczerze mówiąc już dawno żaden tekst nie wywołał u mnie tak wielu negatywnych emocji. Dorastałam i wychowałam się właśnie w Słubicach, więc mimo to, że od kilku lat uczę się i większość roku mieszkam poza granicami tego właśnie miasta, to mam do niego sentyment i jego sytuację znam dość dobrze (a przynajmniej tak mi się właśnie wydaje).
Jeśli chodzi o sam artykuł, to wygląda on, jak napisany przez osobę z Księżyca! Patrząc na cytowane wypowiedzi, autor wszelkie głoszone poglądy opiera na opiniach ludzi pokolenia, które pamięta jeszcze drugą wojnę światową. Nie ma w nim ujętych opinii ludzi młodszych, którzy są wychowywani już w czasach projektu współpracy międzynarodowej dwumiasta Słubfurt. Nie ma o tym wspomnianego nawet słowa!
Jeżeli chodzi o samo przekraczanie granicy polsko-niemieckiej, sytuacja teraz faktycznie jest inna, niż w czasach kontroli na granicach. Ale o to przecież chodziło w Strefie Schengen! O swobodny „przepływ” m.in. towarów i ludzi. Pamiętam, jak będąc małą dziewczynką dawałam Panu w tzw. budzie paszport do kontroli. Było to wyraźne przekraczanie granicy danego kraju i dla mnie, jako małego dziecka było to duże przeżycie. W końcu mogłam powiedzieć, że „Jestem w innym kraju”. Dzisiaj mogę powiedzieć dokładnie to samo, jednak nie wywołuje to już takich emocji, ponieważ jestem zwyczajnie starsza, a do tego nie wiąże się to już z kontrolą podczas przekraczania mostu granicznego. Nie wiąże się to już z żadną bardziej niezwykłą czynnością, niż podczas zwykłej przechadzki ulicami Słubic czy Zielonej Góry. Jest to po prostu codzienność!
Moje rodzinne miasto w tym artykule przedstawione jest w roli OFIARY. A ja pytam się: „Dlaczego?” Niemcy przyjeżdżają tutaj, bo dla nich właśnie TUTAJ wszystko jest dużo tańsze niż w Niemczech. Niemiec właśnie TUTAJ nażre się i napije za cenę, która w ich kraju jest nawet nie do wyobrażenia. I tutaj nasuwa mi się kolejne pytanie: „Dlaczego mielibyśmy z tej sytuacji nie korzystać?” Ceny np. dań w restauracjach wcale nie różnią się od cen w restauracjach w innych miastach.
Jeżeli chodzi o znajomość języka „sąsiada zza Odry” to, zgodzę się z opinią wygłoszoną we wcześniej wspomnianym artykule. To my Niemców nauczyliśmy tego, że my się nagimnastykujemy, aby się z nimi porozumieć. Mimo to, właśnie dzięki projektom współpracy transgranicznej, spora część młodszego pokolenia państwa Niemieckiego zna chociaż podstawy języka polskiego.
A napisy w języku niemieckim? No cóż… Jak zawsze w grę wchodzą korzyści, a właśnie one są z tych napisów czerpane. Jest to zwyczajna zachęta dla Niemca, który do Polski przyjeżdża, aby zrobić zapasy m.in tytoniu, bo nie będzie tutaj przecież codziennie przyjeżdżał po paczkę fajek, a przecież u nas kupi o wiele taniej, niż u siebie. Natomiast my nie kupujemy zazwyczaj w takich ilościach, ponieważ po przysłowiową „paczkę fajek” możemy wejść do pierwszego lepszego sklepu i wszędzie zapłacimy tyle samo. A ceny w euro są przeliczane w zależności od kursu i widzi-mi-się właściciela.
Natomiast jeżeli chcemy mówić o akceptacji waluty euro w Polsce i braku akceptacji naszej waluty w kraju niemieckim, to weźmy pod uwagę, że euro jest w tym momencie walutą akceptowaną w większości (jeśli nie we wszystkich) krajów Europy. A dzieje się tak dlatego, że wiele krajów na przestrzeni lat przyjęło właśnie EURO jako oficjalną walutę. I chciałabym nadmienić, że były takie plany również dla Polski jeszcze kilka lat temu! Nie jest to – jak widać – nic niezwykłego…
Pojawił się temat taksówek – ich ilość w Słubicach zmniejszyła się w 800 do około 30. Spadek jest faktycznie radykalny, ale jak miałoby go nie być, skoro teraz praktycznie każdy na własny samochód i woli sam się gdzieś zawieść, niż za to płacić?
Dziesiątki straganów wzdłuż głównej drogi – kolejny spadek, bo przecież kiedyś były ich setki. A czy zostało pod uwagę wzięte to, że przy głównej drodze są teraz również inne zabudowania? A czy pod uwagę zostały wzięte stragany na małym, bądź duży bazarze?
Natomiast jeżeli chodzi o ceny, to na bazarze niejednokrotnie na bazarze za ten sam towar zapłacimy mniej, niż w sieciówce, ale nie ma się co dziwić, że te różnice stopniowo się wyrównują…
Czy artykuł na portalu wp.pl został jakkolwiek zweryfikowany przed opublikowaniem? Czy zawarte w nim informacje są rzetelne?
Moje zdanie już poznaliście… A jakie jest wasze?