Szanowni Państwo! Zachęcam osoby, które jeszcze nie miału ku temu okazji, do zapoznania się z treścią artykułu z lipcowego numeru "Pogranicza Lubuskiego" w temacie działki przy ul. Folwarcznej i petycji złożonej do Rady Miejskiej w tej sprawie, w kórym zawarte jest streszczenie ostatnich wydarzeń. Tekst poniżej:
"Podczas ostatniej sesji słubickiej Rady miasta miała miejsce debata na temat stanu samorządu. Na tej samej sesji odbyło się również głosowanie nad petycją 626 osób, które zaapelowały do władz miejskich o zaprzestanie działań, zmierzających do zniesienia sportowego przeznaczenia działki nr 2/53 przy ul. Folwarcznej.
Od lat 90. kolejne władze miejskie konsekwentnie starały się pozyskać ją na rozwój bazy sportowo-rekreacyjnej słubickiego stadionu. Do 2018 r. mogły przejąć ją za darmo, gdyż była w posiadaniu Skarbu Państwa. Przerwał to jednoznacznie poprzedni burmistrz, zaś obecny kontynuuje te szkodliwe dla miasta działania.
Podpisy pod petycją zbierało wiele osób, które zdecydowały zaangażować się w tę sprawę. Poświęcały przy tym swój prywatny czas, chcąc aby władze miejskie usłyszały ich głos i zrozumiały, że ten temat jest dla nich ważny, i że pragną zostać wysłuchane przez wybrane przez nie władze. Jestem pod wrażeniem zaangażowania osób, które w tym uczestniczyły i pragnę wyrazić swoje uznanie dla ich obywatelskiej postawy. Choć na chwilę można było dzięki temu uwierzyć, że działanie na rzecz swojego miasta ma sens.
Jak widać po dalszym przebiegu wypadków, przy podejściu prezentowanym przez obecną Radę, o zachowanie takiej wiary jest niezmiernie trudno. Radni, do których z nadzieją adresowano petycję, w większości postanowili ją zignorować i tym samym nie uszanowali wysiłku osób zbierających podpisy ani głosu ludzi ją wnoszących. Mając do wyboru co najmniej kilka możliwych rozwiązań, wybrali to najgorsze dla wszystkich zainteresowanych. Całkowicie odrzucili petycję bez żadnej wcześniejszej rozmowy i wysłuchania głosu mieszkańców. Postanowili nawet ukarać ich za obywatelską aktywność upokarzającymi sformułowaniami, które odmawiały im uznania prawa do troski o swoje miasto, nazywając petycję „bezzasadną”.
Mogli postąpić inaczej i wysłuchać głosu ludzi, którzy zawierzyli im zwracając się wprost do nich. Mogli też zobowiązać burmistrza do zorganizowania publicznej debaty i konsultacji z mieszkańcami w tej sprawie, co nawet obiecywał zrobić jakiś czas temu. Dowiedzieliby się wówczas, dlaczego wielu Słubiczan nie zgadza się z tymi planami władz miejskich.
Radni nie znaleźli jednak na to czasu lub chęci. Znaleźli je natomiast na kilkakrotne spotkania z przedsiębiorcą, który nabył ten teren. Znaleźli je również na niedostępne dla mieszkańców zebrania we własnym gronie, odbywające się poza publiczną debatą na sesjach rady i komisjach. Nikt poza ich uczestnikami nie wie, co zostało na nich powiedziane. Na postawione pytania usłyszałem, że nie chcą o tym mówić, ponieważ „chcą jak najszybciej zamknąć ten temat”. Jeden z zapytanych powiedział nawet, że jest tylko „szeregowym radnym” i ma „swoich zwierzchników, których musi słuchać” (!). Można zadać sobie pytanie, jakich przełożonych poza mieszkańcami może mieć radny i czy nie powinien w związku z tym złożyć mandatu, skoro jak sam przyznaje, ważniejsze jest dla niego zdanie „zwierzchników”, niż zwracających się do niego słubiczan.
Jaki jest więc stan samorządu Gminy? Wydaje się, że obecnie jego funkcjonowanie jest nacechowane daleko idącym brakiem otwartości na mieszkańców i zamykaniem się przed nimi władz miejskich. Widać to było m.in. podczas głosowania nad petycją, gdzie praktycznie bez rozmowy, nawet mimo próśb o możliwość zabrania głosu, uchwałę przegłosowano niemal natychmiast po mechanicznym odczytaniu uzasadnienia. Gdy radny Piotr Gołdyn zdążył w wymuszonej przez przewodniczącego Rady gorączce rzucić, że powinny w tej sprawie zostać zorganizowane konsultacje społeczne, przewodniczący zignorował go i zamknął dyskusję. W takiej sytuacji, nie może być w Słubicach mowy o otwartej i równej debacie.
Dlaczego radni tak bardzo unikają publicznej dyskusji nad tym problemem, który poruszył wielu mieszkańców? Wniosek, że obecne funkcjonowanie Rady Miejskiej wydaje się być dalekie od tego jak powinien wyglądać samorząd miejski, nasuwa się sam. Wcześniejszych przykładów, gdy radni nie spełnili swojej funkcji, szczególnie w zakresie kontroli nad działaniem burmistrza, jest znacznie więcej. Wystarczy wspomnieć, że nie zapobiegli wyburzeniu dawnego przedszkola przy ul. I Maja i planowanej tam budowie stacji benzynowej, choć mieli taką możliwość poprzez uchwalenie dla tego terenu planu miejscowego. Podobnie pozwolili na przekształcenie jednego z boisk przy dawnym „rolniczaku”, również nie uchwalając planu. Nie oprotestowali także wielomilionowych wydatków na budowę wieży Kleista. Wszystko to przy wyraźnym sprzeciwie mieszkańców, których nie słuchają, popierając tym samym działania jednego i drugiego z burmistrzów. Obecnie, nie widać na łonie Rady dyskusji np. nad sprawą przebudowy ul. Mieszka I, gdzie także wbrew mieszkańcom planowana jest wycinka drzew i poszerzenie jezdni kosztem spokoju i bezpieczeństwa ulicy.
Gdyby jednak Radni zechcieli wysłuchać to co mamy do powiedzenia w sprawie działki przy ul. Folwarcznej, mogliby się dowiedzieć np., że wbrew temu co im się przekazuje, nie muszą zmieniać obowiązującego planu miejscowego, gdyż już w tym momencie umożliwia on przedsiębiorcy inwestowanie i prowadzenie na niej działalności gospodarczej. Nie mają więc żadnego obowiązku, jak to się obecnie tłumaczy, zmieniać prawa, żeby „pogodzić interesy właściciela z interesami mieszkańców”. Nabywając tę działkę inwestor miał bowiem pełną świadomość, że jest przeznaczona na sport i rekreację, a jego plany nie mogą być z tym sprzeczne. Jeśli zaś były, to mając na uwadze bezstronność i niezmienność prawa, powinien był jej nie nabywać. Jeśli te warunki mu nie odpowiadają, może sprzedać ten teren innemu przedsiębiorcy, lub lepiej - odsprzedać go miastu. Natomiast my, jako mieszkańcy, mamy prawo oczekiwać, by przedsiębiorca i władze miejskie stosowały się do ustaleń planu uchwalonego w imieniu naszym i przyszłych pokoleń." (Adrian Mermer)