Muay Thai, czyli boks tajski, w Tajlandii jest niemal sportem narodowym. I to właśnie tam ekipa z Korony Gym Słubice, na czele z Radosławem Wiłkojciem, słubickim miastoczułym, spędziła aż miesiąc – trenując pod okiem mistrzów. Dzięki temu pokochali ten sport jeszcze bardziej.
W czerwcu Korona Gym Słubice została oficjalnie zamknięta na okres wakacji. A trener Radosław Wiłkojć, w towarzystwie dwóch zawodników z klubu – Krzysztofa Ławrynowicza i Jacka Hajkowicza, spędził ten czas najlepiej, jak mógł – na treningach w Tajlandii.
– Kiedy trenowałem w Wielkiej Brytanii u mojego mistrza, powiedział mi, że żeby poczuć prawdziwy Muay Thai muszę pojechać do Tajlandii, do serca tej dyscypliny – opowiada R. Wiłkojć. Przyznaje, że zbierał na tę podróż dwa lata – i z radością spakował walizki, żeby trenować ukochaną dyscyplinę w jej ojczyźnie.
Walki z tajskimi zawodnikami
Przez 3 tygodnie odwiedzili aż trzy tajskie kluby: Tiger Muaythai, Rattachai Muaythai Gym, Phuket Top Team. Słubiczanin przyznaje, że był to dla niego wyjątkowy czas. – Ciężko pracowaliśmy z najlepszymi trenerami, m.in. Kru Nai, trzykrotnym mistrzem Lumpinni, mistrzem Azji w boksie oraz wieloma szkoleniowcami byłych mistrzów świata. Miałem także przyjemność sparowania z naprawdę top zawodnikami, którzy przygotowują się do obrony pasów mistrzowskich, czy kontynuują swoje dobre rekordy – opowiada R. Wiłkojć.
Jak zapamiętał Tajlandię? To przede wszystkim inny klimat, gorąco, parno. Ale także nieco inne treningi niż te w Europie, a na pewno – inne podejście do Muay Thai.
- Wszyscy są w pełni zaangażowani. Kochają ten sport, cały kraj kręci się wokół Muay Thai. Kiedy wchodzisz do restauracji w klubowej koszulce, wszyscy się do ciebie uśmiechają, bo oni tym żyją – opowiada R. Wiłkojć.
Jego zdaniem warto czerpać ze źródeł. Dlatego wraca z Azji z wielkim plecakiem doświadczenia. – Poprawiłem kilka elementów technicznych, ale też przejmowałem od trenerów ich spokój wewnętrzny. Ujęło mnie też ich podejście do ludzi. Podkreślali, że w Muay Thai nie trzeba krzyczeć, bo trenujący wiedzą, czego chcą – opowiada R. Wiłkojć.
Miłość i pasja
Tu z trenerami rozumiał się bardzo dobrze. – Ja to kocham, Muay Thai sprawia mi przyjemność – zaznacza słubiczanin. I wyjaśnia, że boks tajski nie jest sportem dla wandali, tacy szybko „odpadają”. – Trzeba to właśnie pokochać. Nie każdy musi być zawodnikiem, mistrzem świata, ale każdy może trenować dla przyjemności – opowiada R. Wiłkojć. – Na pewno dzięki temu zyska się spokój wewnętrzny, większą samodyscyplinę. Ten sport dodaje również pewności siebie, sprawia, że inaczej patrzy się na zwykłe, codzienne problemy, ma się więcej spokoju i zaparcia, żeby się z nimi mierzyć – uważa R. Wiłkojć.
Oprócz ostrej harówki w ringu był też czas na relaks i odpoczynek. Czwarty tydzień tajskich wakacji upłynął słubickiej ekipie na zwiedzaniu egzotycznego kraju – zwłaszcza buddyjskich świątyń.
Będzie dalej walczył
Ale to nie koniec. R. Wiłkojć szykuje się już do kolejnego wyjazdu, tym razem do ukochanej Holandii – odwiedzi takie kluby jak Mikes Gym, Hemmers Gym, Team Holzken i będzie zbierał kolejne doświadczenia. A to przyda się w przyszłym roku… - Miałem kilka propozycji stoczenia walk w Rattachai i Phuket Top Team. Niestety, stwierdziłem sam, iż to był za krótki okres na solidne przygotowanie się – opowiada.
Ale słubiczanin nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Zdradził, że na przyszły rok w Tajlandii ma już zaplanowaną walkę na zawodowym ringu. W ten sposób spełni się jeszcze jedno z jego sportowych marzeń.
Można dołączyć
Ktoś jeszcze marzy o podobnych wyzwaniach? Od września ruszają treningi w Korona Gym Słubice, czyli szkółce prowadzonej w naszym mieście właśnie przez Radosława Wiłkojcia. Jeszcze można się zapisać.
Szczegóły na profilu FB Korona Gym Słubice.