Sezon triathlonowy w pełni. Po udanych startach w Sierakowie, Lipianach i Poznaniu przyszedł czas na kolejne wyzwania. W miniony weekend solidna reprezentacja naszego miasta walczyła w Szczecienie, a Rafał Borowiak reprezentował Polskę podczas Mistrzostw Europy Ironmana we Frankfurcie nad Menem.
Szczególnie duże nadzieje wiązaliśmy ze startem tego ostatniego. Niedawnym występem w Poznaniu udowonił, że trudno go już nazywać amatorem. I tym razem Rafał nie zawiódł. W stawce blisko 3 tys. zawodników z całej Europy (w tym ponad setka z kategorii PRO) uplasował się na 178 pozycji (31 w kategorii wiekowej 30-34) na mecie meldując się z nowym rekordem życiowym 9:37:42. Jego międzyczasy w poszczególnych konkurencjach to: pływanie (3.8 km) 1:01:43, rower (180 km) 5:10:50, bieganie (42.2) 3:19:23. Wynik imponujący, tym bardziej, że na trasie zmagał się nie tylko ze swoimi słabościami, ale także ogromnym upałem. Warto też odnotować, że w gronie 44 startujących Polaków był czwarty.
Rafała Borowiaka zapytaliśmy o wrażenia z udziału w zawodach.
- Impreza, jak na mistrzostwa przystało, zorganizowana w pełni profesjonalnie. Pływanie w formie rolling start, tak więc walka trwała do 2,5 km, dopiero pózniej sie poluzowało. Rower to dwie pętle po około 85 km plus dojazd z jeziora w Langen. Czekało mnie aż 1000 metrów przewyższeń, a także odcinek brukowany. Jechało sie dobrze, bo na "siodło" wskoczyłem przed 8 rano, kiedy jeszcze nie było takiej patelni. Maraton to już 4 pętle po promenadzie nad samym Menem. Fantastyczna atmosfera, ale biegłem w największym upale. Namioty ratowników szybko zapełniały się klientami z trasy. Robiłem co mogłem, żeby jak najlepiej reprezentować nasz kraj i cieszę sie ze osiągnąłem założone przez siebie cele. Przy okazji zaliczyłem też kolejny maraton dla Bartka Cieślaka - powiedział w rozmowie z naszą redakcją.
Niemniej emocjonująco było w Szczecinie na imprezie z cyklu TRITOUR, gdzie na dystansie 1/2 Ironmana (1,9 km pływania, 90 km rowerem, 21,1 km biegiem) startowała nasza eksportowa trójka triathlonistów: Marek Hubko, Bartosz Borula oraz Łukasz Kowalski. Panowie zdążyli nas już przyzwyczaić do tego, że co start to życiówka. Nie inaczej było i tym razem.
Samego siebie przeszedł weteran M. Hubko, który rekord życiowy poprawił o ponad 20 minut. Wynik 4:35:35 dał mu 18 miejsce open oraz 8 miejsce w kategorii wiekowej 40-49. Za metą nie krył radości.
- Jestem bardzo zadowolony ze startu. Pływanie i rower wyszły wyśmienicie. Popłynąłem jak dotąd najszybciej ze wszystkich swoich startów na tym dystansie i na brzegu zameldowałem się z czasem 31:43. Rower natomiast od dłuższego czasu jest najsilniejszą moją konkurencją. Pojechałem na miarę swoich możliwości ze średnią prędkością 37,4 km/h co dało 9 czas roweru. Bieganie dopełniło dzieła - podsumował.
Zaledwie 22 sekundy za nim zameldował się Bartosz Borula, którego zapewne wielu słubiczan kojarzy z występów na artystycznych scenach. Bartek jest nie tylko cenionym śpiewakiem, ale od niedawna również zapalonym sportowcem. Jego wynik to 4:35:57, ale za metą okazało się, że zaliczył nieco za krótki dystans.
- W ferworze walki okazało się, że popłynąłem nie za tę boję co trzeba. Zorientowałem się dopiero przy wyjściu z wody, że o te kilka minut jestem za szybko. GPS pokazał mi dystans o 430 metrów krótszy. Ale nie było co rozpamiętywać. Ruszyłem dalej i walczyłem. Lekko nie było, szczególnie na bieganiu. Dwa dni wcześniej miałem wypadek na rowerze, wjechał we mnie tir. Dwie noce miałem nieprzespane. Ale jestem zadowolony ze startu - mówił.
Kolejny z naszego tercetu, Łukasz Kowalski, również nie krył satysfakcji. Cel na Szczecin, czyli złamanie 5 godzin, udało mu się wykonać z nawiązką. Na metę przybył na 25 miejscu, a rezultat 4:40:12 to oczywiście jego nowy rekord życiowy.
- To był mój start docelowy w tym sezonie. Wybrałem Szczecin, bo to miasto bardzo mi bliskie. Cieszę się, że mogłem ścigać się bezpośrednio z Markiem, bo ruszyliśmy z jednej fali startowej. To nas dodatkowo napędzało. Udało się zachować rozsądek na dystansie. Niepodpaliłem się na rowerze, dzięki czemu mogłem później pobiec w założonym tempie i nie odcięło mi prądu jak w Sierakowie. Przede mną jeszcze parę startów - nieco krótszych. A do połówek wracam za rok - mówił uradowany.
To nie koniec triathlonowych emocji, bo panowie już za kilka tygodni spotkają się na trasie Ośno Triathlon Weekend. Zresztą nie tylko oni, bo w imprezie weźmie udział wiele osób ze Słubic. Na zawodach będzie obecna również i nasza redakcja, gdyż portal Słubice24 jest patronem medialnym całego wydarzenia. Wkrótce więcej informacji.