Kliknij przycisk i otwórz MENU >>
22 marca w stolicy Belgii terroryści dokonali zamachów bombowych. Zginęły 34 osoby, ponad 200 osób zostało rannych. O krok od wydarzeń była słubiczanka Karolina Dreszer-Smalec. Naszej redakcji przekazała poruszający zapis ewakuacji z tunelu metra.

karoline dreszer

Karolina jest dyrektorem Fundacji na rzecz Collegium Polonicum. Pracuje także w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym w Brukseli. Dojeżdżając do pracy korzysta z metra, zawsze wysiadając na stacji Malbeek, tam gdzie 22 marca dokonano zamachu. W momencie wybuchu bomby skład jej metra właśnie dojeżdżał na stację...

Zapraszamy do jej relacji.

---

Bruksela, 22 marca.

Przyleciałam do Belgii poprzedniego dnia. Pomimo, że tutejsze lotnisko jest bardzo duże, dość łatwo i szybko można wsiąść tu to taksówki, pociągu albo autobusu. Najszybciej jak zawsze windą, pomiędzy poszczególnymi piętrami. Na jednym piętrze hala odlotów, na kolejnym przyloty. Na samym dole perony pociągu. To dla mnie najlepsza opcja. Nieco ponad kwadrans będę w samym centrum. Później tylko krótki spacer do hotelu.

A dzisiaj czas zacząć pracę. Wstał piękny dzień, od dawna nie widziałam tu takiego słońce. Zachęca do spaceru. Może tak pójść piechotą? W pół godziny byłabym na miejscu. Patrzę na zegarek. Zostało mało czasu. Powinnam być w Komitecie najpóźniej o 9.30, tak żeby przed spotkaniem zdążyć zjeść szybkie śniadanie i napić się kawy. Lepiej więc wziąć metro. Najbliższa stacja jest 200 metrów od hotelu. W ciągu pięciu minut będę na Malbeek, a to już rzut kamieniem od naszej siedziby.

Nieco ponad pół godziny zabiera mi zebranie się do wyjścia. Czy wszystko zabrałam? Aha, jeszcze ładowarka do laptopa, może parasol, w końcu tu często pada, plik notatek ... Mam chyba wszystko. Nie, wezmę jeszcze szal. Co prawda świeci słonce, ale nie lubię kiedy marznę w szyję. Przecież to dopiero początki wiosny, przeziębienie jest ostatnią rzeczą jakiej mi w tej chwili potrzeba.

Stacja metra De Brouckère. Z biletem w kieszeni zbiegam szybko schodami w dół. Słychać, że coś odjeżdża. Może jeszcze zdążę wsiąść. Wpadam na peron, ale kolejka juz odjechała. Właściwie nie wiem czy pojechała w moim czy przeciwnym kierunku. Ale zaraz przyjedzie kolejna. Metro, to w Brukseli naprawdę wygodny środek transportu. Kolejne składy podjeżdżają co kilka minut. Na stacjach w centrum nawet co dwie trzy minuty.

Nie minęła nawet minuta a następna kolejka wjechała na peron. Mam dobry czas. Spokojnie zdążę zjeść śniadanie. W brzuchu zaczyna mi burczeć. Kanapka z kawą. Tak. Tego mi trzeba.

Ruszamy. Wokół mnie mnóstwo ludzi. Kątem oka spoglądam na telefon trzymany przez chłopaka obok mnie. Na wyświetlaczu zdjęcie jakiegoś budynku i słup unoszącego się dymu. Coś się zapaliło. Rano nie zdążyłam nawet sprawdzić poczty mailowej ani włączyć telewizji. Coś się stało. Pewnie tu na miejscu w Brukseli. Rozglądam się wokół. Na ekranach telefonów innych pasażerów podobne zdjęcia. To chyba cos ważnego. Jak tylko dojadę na miejsce muszę sprawdzić o co chodzi.

Metro szybko sunie przed siebie. Kolejna stacja i coraz więcej ludzi. Jeszcze tylko dwie stacje i zaraz wysiadam. Przyzwyczaiłam się juz do ścisku w metrze. Chociaż dzisiaj i tak nie jest tak jak zazwyczaj. Pewnie część osób nie jedzie dziś do pracy, wzięło urlop. W końcu niedługo święta.

Kolejka zatrzaskuje drzwi na stacji Arts Loi i rusza przed siebie. Pociąg gładko sunie po torach. I nagle coś szarpie pociągiem. Słychać stłumiony, niski dźwięk. Ale najgorsza jest jakaś dziwna fala, która uderza w bębenki uszu. Na tyle mocno, że łapię się za głowę. Chwila dezorientacji. Rozglądam się wokoło. Kolejka jedzie. Ludzie zaczynają szeptać.

Nagle pociąg zatrzymuje się. Jakby nigdy nic spokojnie hamuje i staje w środku tunelu. Za szybą widać ścianę. Z megafonów nadawany jest komunikat o utrudnieniach na linii. Proszą, aby zachować spokój. Stoimy w ciszy. Pewnie tak się czasami zdarza. Zaraz odjedziemy i po kłopocie.

Mija kolejna minuta. Zaczynam rozglądać się po współpasażerach. Niektórzy cicho rozmawiają, inni dzwonią, sprawdzają maile. Dzwonię do męża do Polski. Nic nie wie o problemach metra w Brukseli. Mówi tylko, że rano był wybuch na lotnisku. Podobno coś poważnego. Ale o innych rzeczach nie mówią.

Hmm, lotnisko. To pewnie ono było na zdjęciu u tego chłopaka obok. I pewnie dlatego stoimy.

W wagonach zaczyna być gorąco. To normalne, w końcu jakieś dwieście osób czeka już kolejną minutę. Ktoś otwiera okno w nadziei na łyk świeżego powietrza. Ciekawe czy w tych tunelach jest jakiś dodatkowy dopływ powietrza? Mam nadzieję, że budowniczowie metra pomyśleli o tym, że mogą zdarzyć się przypadki w których ludzie będą tu przebywać dłuższy czas. Czuję że zaczyna brakować mi tchu. To pewnie przez zdenerwowanie. Wszyscy wokół spokojnie stoją, ale na ich twarzach widać napięcie. Nie ma co się dziwić. W końcu stoimy zamknięci w kolejce metra, w głębokim tunelu, gdzieś pomiędzy stacjami. I jeszcze ta ściana tuż obok.

Na trzask zamykanego okna na chwilę zamiera mi serce. Brzmiało jakby ktoś strzelił. Kolejny trzask. Po chwili rozumiem co się dzieje. Nawet bardziej czuję niż rozumiem. Wagon zaczyna wypełniać się dziwnym dymem. Zamykamy szczelnie okna. Jest duszno, ale przynajmniej nie czuć tego zapachu. Dziwne. Czuć jakby swąd odpalanych fajerwerków. W metrze? Coś musiało się wydarzyć przed nami.

Naciągam na twarz szal. Jak dobrze, że nie lubię czuć zimna w szyję. Tylko dlatego mam go teraz przy sobie. Czuję że dym wchodzi mi do płuc mimo to. Gryzie w gardło. Dlaczego my tu dalej stoimy zamknięci? Przecież za chwilę się udusimy?

Rozglądam się nerwowo na boki. Spokojnie. Najgorsze to wpaść w panikę. Wtedy wyłącza się racjonalne myślenie i można popełnić najwięcej błędów. Ale co robić ?!? Dlaczego nikt po nas nie przychodzi? Przecież tam na powierzchni chyba wiedzą, że tutaj stoi skład metra. A my jesteśmy w środku ?!

Dzwonię kolejny raz do męża. Mówię mu, że się boję. To już długo trwa. Jesteśmy tu od co najmniej dwudziestu minut. I nic się nie dzieje. W głowie mam milion myśli. Oby tylko nie wpaść w panikę. Choć podskórnie po raz pierwszy czuję, że sytuacja jest poważna. I wcale nie musi skończyć się dobrze. Rozłączam telefon. Najważniejsze to nie wypowiadać żadnych słów w stylu „pamiętajcie, że was kochałam”. Bo to by znaczyło, że się żegnam. A ja przecież nigdzie się jeszcze nie wybieram!!! Pytam tylko czy wie coś nowego, co tu się stało. Polskie media nadal milczą. Jedyne co wiadomo, to że był zamach na lotnisku. Powoli brakuje mi tchu.

Przez wagonik przedziera się jakiś człowiek. To pewnie kierownik składu. Jest też kobieta ubrana w służbowy uniform. Na twarzach mają krople potu, a twarze ściśnięte w nerwowym grymasie. Wokół przyspieszone oddechy pasażerów. Oni też pewnie mają juz dość tego dymu. Zaczynamy go juz nie tylko czuć, ale i widzieć wokół siebie. To zły znak. Mam coraz płytszy oddech a oddychanie zaczyna boleć. To juz nie przelewki. Rozglądam się wokół. Trzeba spróbować otworzyć drzwi i wyjść stąd jak najszybciej. Zanim cały kanał metra ulegnie zadymieniu. Bo wtedy nie będę już mieć nawet sił na ucieczkę.

Wokół panuje względny spokój. To pozwala zachować racjonalne myślenie. Nikt nie krzyczy, nie płacze. Tylko w oczach niektórych widać łzy. Panuje przejmująca cisza. Przeciskam się w kierunku końca składu. Jest tam jakby mniej osób. Może jest stąd jakieś wyjście?

Przy ostatnich drzwiach widzę ową kobietę w uniformie. Widzę jej uniesione ręce, którymi wykonuje jakieś gesty. Potok ludzi przesuwa się wraz ze mną. Spokojnie i miarowo. Ku otwartym drzwiom składu. Widzę jak kolejne osoby wyskakują z pociągu na torowisko. Wyskakuję i ja.

Co dalej? Kierownik składu pokazuje mi kierunek. Tam. Tam gdzieś w tych ciemnościach jest poprzednia stacja metra. Ta z której przed chwilą wyruszyliśmy. Biegnę po torach. Wokół ciemności, gdzieniegdzie tylko blade światełka awaryjne. Przed sobą widzę sylwetki idących ludzi. Podążamy przed siebie. Przez głowę przebiega mi krótka myśl. A co jeżeli nagle w oddali pojawi się światło nadjeżdżającego pociągu? Jesteśmy na torach, w wąskim tunelu. Może jak stanę przy samej ścianie to uda mi się schować? Ale przecież powinni wiedzieć, że my tu jesteśmy. Chyba ruch został wstrzymany? Tylko dlaczego nikt tu po nas nie schodzi?

Przychodzą dziwne myśli. Nie tyle o życiu i śmierci co o bardziej praktycznych rzeczach. Dlaczego nie ma tu nietoperzy? Zawsze myślałam, że powinno być ich tu sporo. Chociaż logicznie myśląc to kiepskie miejsce do życia dla nich. Ale na pewno są tu szczury. W końcu jesteśmy w kanałach pod miastem. To ich rejony. Mam nadzieję, że pozwolą nam przejść.

Pod nogami podkłady kolejowe, kamienie. Co jakiś czas szyny łączą się i rozjeżdżają. Po raz pierwszy mija nas jakiś człowiek. Chyba pracownik metra. Przyciszonym głosem mówi mi abym starała się omijać wystające z gruntu elementy oznaczone na czerwono-żółto. To coś elektrycznego, nie wolno po tym chodzić. Ale jak tu w ciemności zauważyć to na tyle szybko, aby na tym nie stanąć. Czuję skurcz w mięśniach nóg. To chyba stres. Rozpływa się powoli po całym ciele. Jak daleko jeszcze?

Nagle widzę, że tunel zaczyna się rozszerzać, widać silniejsze światło. Za chwilę dostrzegam stację. Przyspieszam. Przede mną tylko dwie osoby, ludzie którzy szli wcześniej gdzieś zniknęli. Dochodzimy do peronu. Astacja Arts Loi. Pusta, oświetlona przestrzeń. Już prawie jesteśmy. Tylko jak tu wejść na peron z poziomu szyn kolejowych? Wysoko i nie ma czego się chwycić. Po chwili widzę dwóch żołnierzy. Wskazują na wąskie schodki, po których można wejść na górę. Jestem na stacji. W górze gra muzyka. Jest tak jak zwykle.

Prawie tak jak zwykle. Nie ma tu żadnych ludzi. Oprócz tych dwóch żołnierzy nie widać nikogo więcej. Żadnych służb, policji, ratowników. I tylko te hałasy góry... Przez całą drogę towarzyszą nam ciche, stłumione pomruki. To najbardziej zaprząta mi głowę. Co dzieje się tam na górze? Czy to odgłosy kolejnych wybuchów, strzałów? Co jakiś czas nowy odgłos. Może nie powinnam tam wychodzić? Może na górze dzieje się coś strasznego? Strach. Jestem już tak blisko. Płuca domagają się świeżego powietrza. Ale boję się iść dalej, bo nie wiem co mnie tam spotka.

Wciąż jednak powoli sunę przed siebie. Wzdłuż korytarza, blisko ściany. Dlaczego nigdy nie byłam na żadnym szkoleniu, które uczy jak się zachować podczas ataku terrorystycznego? Dziesiątki godzin spędzonych na trenowaniu zdolności interpersonalnych, zarządzania czasem, komunikacji. I po co mi to teraz. Ja potrzebuje wiedzieć jak nie wejść w linię strzału jakiegoś desperata!!!

Idę. Obok mnie małżeństwo z dzieckiem. Wyszli z tunelu zaraz po mnie. Dopiero teraz widzę, że to rodzice z kilkuletnią córką. Boże, jak dobrze że moje córki są daleko stąd. Łzy same napływają do oczu. O nie, nie mogę się teraz rozkleić! I muszę myśleć racjonalnie. Wyjdę stąd. Już jest tak blisko.

Przede mną schody. Ruchome. Chociaż teraz stoją. A na górze nerwowy głos żołnierza. Szybko, szybko, biegiem! Wbiegamy na górę. Z pochylonymi głowami, gdzieś między żołnierzami a służbą medyczną. Wybiegam na ulicę. W tłum ludzi. Płuca nabierają szybko powietrza. Ręce mimowolnie drżą.

Policja każe nam się rozejść. Jak najszybciej. Nie wiadomo co może jeszcze się wydarzyć. Najgorsze to stać w tłumie. Idę w stronę małej uliczki. Byle dalej od odgłosów strzałów. Tylko gdzie jest teraz bezpiecznie? Co powinnam ze sobą zrobić? Gdzie iść? W całym mieście słychać tylko odgłosy syren, pisk opon? Nie wiadomo gdzie jest bezpiecznie. Przez kwadrans błąkam się wkoło. Nie umiem zlokalizować dobrze miejsca w którym jestem. Czuję pustkę w głowie, wszystkie informacje jakby mi z niej wyparowały.

W końcu decyduję się iść do siedziby Komitetu. To budynek unijny, więc powinien być względnie bezpieczny. Drzwi są zamknięte. Strażnik uchyla jedno skrzydło i wpuszcza mnie szybko do środka. Uff, jestem tu. Jestem. Spoglądam na zegarek. Jest 11.25. Przez głowę przebiega mi myśl, że nie jest źle. Nie spóźniłam się zbytnio na planowane spotkanie. Powinni zrozumieć. W końcu to nieprzewidziane okoliczności.

Ból rozsadza głowę. Trafiam do lekarza. Spotkanie odwołane. Jak wszystko w całym mieście. Przy mnie ciepłe, znajome twarze. Będzie dobrze...

Spodobał Ci się artykuł? Daj lajka i udostępnij dalej. Dziękujemy :)

Chcesz dodać komentarz do artykułu? Zaloguj się lub zarejestruj swoje konto na portalu.