Wśród czytelników działu „Słubice wczoraj i dziś” znajduje się m.in. Michael Mietek Dutkowski, wiceprezes ds. polskich Kongresu Polonii Amerykańskiej Południowej Kalifornii... Jak się okazuje, ten aktywny działacz Polonijnej Fundacji Charytatywnej Południowej Kalifornii ma dość ciekawe wspomnienia związane ze Słubicami...
„Panie Rolandzie, zaciekawił mnie Wasz portal Slubice24.pl i pana artykuły, szczególnie o dwóch braciach, których tajemnice udało się odkryć po 93 latach” - zaczyna Dutkowski, nawiązując do artykułu o wojennych perypetiach braci Duraków: http://www.slubice24.pl/poznaj-slubice/slubice-wczoraj-i-dzis/3022-rodzinna-zagadka-i-jej-szczesliwe-rozwiazanie-po-93-latach.
Dutkowski urodził się w piątek 13 września 1946 r. pod nazwiskiem Mieczysław Tur jako syn Piotra Dutkowskiego i Kazimiery Piaseckiej-Tur (jak sam przyznaje, trzynastkę uważa za swoją szczęśliwą liczbę). Ojciec zapisał bohaterską kartę w historii Polski, gdyż brał udział w bitwie nad Bzurą, dostał się do niewoli niemieckiej i spędził 6 lat w jednym ze stalagów na terenie wschodnich Niemiec.
5 lutego 1949 r. urodziła się jego młodsza siostra Krystyna.
Gdy mały Mietek miał 3 lata, zmarł jego dziadek Norbert Dutkowski i został pochowany na cmentarzu komunalnym w Słubicach (razem ze swoim wnukiem Adamem Dutkowskim). Ukochana mama Mietka - Kazimiera chorowała na nowotwór i również zmarła w młodym wieku – 9 grudnia 1953 r. Także i ona spoczęła na cmentarzu komunalnym w Słubicach, podobnie jak kuzyn Stanisław Pomarański z żoną Heleną, czyli rodzice Marka Pomarańskiego, sekretarza powiatu słubickiego.
Bohater dzisiejszego artykułu mieszkał w Słubicach od urodzenia. Na terenie miasta i okolicy mieszkał jego stryjostwo Tadeusz Dutkowski wraz z żoną i dziećmi. Cała rodzina utrzymywała bliskie kontakty.
Gdy był niemowlakiem bardzo chorował, ale leczył go i wyleczył doktor Zenon Szemis – jeden pierwszych lekarzy powojennych Słubic (wcześniej osobisty lekarz gen. Andersa), na grobie którego Dutkowski zawsze zapala znicz, o ile tylko przyjeżdża w rodzinne strony.
Dutkowski chodził do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne przy parafii NMP Królowej Polski w Słubicach. We wrześniu 1953 r. rozpoczął naukę w szkole podstawowej przy ul. Wojska Polskiego 1. Wkrótce po śmierci matki Kazimiery, w 1954 r. wraz z ojcem i młodszą siostrą wyjechali do Drelowa koło Międzyrzeca Podlaskiego (do ciotki Malwiny Wojewódzkiej, gdzie główną opiekę nad nimi roztoczyła siostra cioteczna Weronika).
„Na prośbę naszej mamy do ojca wróciła jego pierwsza żona Bronisława (Makarewicz), matka naszego przyrodniego brata Stanisława (ur. w 1935 r.), który od wielu lat mieszka ze swoją rodziną w Calgary w Kanadzie. Bronisława opiekowała się nami z wielkim sercem i miłością. Bardzo dużo Jej zawdzięczamy...” - wyznaje po latach Mieczysław Dutkowski.
Po półrocznym pobycie w Drelowie w czwórkę wraz z ojcem i drugą mamą wrócili do Słubic. Mieszkał też z nimi przyrodni brat Staszek, który jako starszy opiekował się resztą rodzeństwa, a także siostra cioteczna Weronika Wojewódzka, po mężu Naumiuk.
Mietek kontynuował naukę w szkole podstawowej w Słubicach, ale już jako uczeń II klasy. Był bardzo związany ze szkołą, bo tam zaczęły się wczesne szkolne przyjaźnie z rodzinami Dąbrowskich, Pomarańskich, Duda, Steuer, czy Ostrowskich, mieszkających przy ul. Wandy i al. Niepodległości.
Długi okres był również ministrantem, jak teraz sam przyznaje, z potrzeby serca, ale nie bez znaczenia pozostawała bliskość kościoła od rodzinnego domu. Niedaleko ich ulicy funkcjonowała też rzeźnia, z której miał się wyłaniać odór trudny często do zniesienia.
Dutkowski przypomina sobie czasy, kiedy jego druga mama sprzedawała jajka i owoce „na małym rynku niedaleko poczty” (Plac Przyjaźni – przyp. aut.). Wspomina ponadto, jak organizował piesze wypady na maliny do lasu koło Kunowic oraz zabawy w parku nieopodal kościoła.
„Jako małe dzieci chodziliśmy na tzw. szaber do opuszczonych bloków, szukając znaczków i innych ciekawych dla dzieci rzeczy. Pasałem też nasze owce za wałem przeciwpowodziowym. Pamiętam, że któregoś razu wraz z kilkorgiem dzieci i paroma owcami poszliśmy na łąki za wałem, ale Odra mocno wtedy wylała i pastwisko bardzo się >>skurczyło<<. Jako nieco starszy od reszty chłopak kazałem koleżeństwu uczepić się owiec, a ja barana i tak wyprowadziłem wszystkich na wał poprzez zalane tereny. Wszyscy się wprawdzie uratowali, ale ja zamiast pochwały dostałem od ojca lanie”.
W 1958 r. ojciec wyjechał szukać pracy do Warszawy, a po Wielkanocy 1959 r. całą rodziną przenieśli się do Lipin Nowych pod Wołominem. Mieczysław Dutkowski ukończył szkołę podstawową w pobliskich Duczkach. „Nasza Mama dostała jako repatriantka kawałek ziemi, gdzieś koło torów niedaleko Kunowic, ale po wyjeździe ze Słubic do Wołomina ojciec nie zadbał zupełnie o tę sprawę i kompletnie nie wiemy, co się stało z tą ziemią. Lubiliśmy tam jeździć...” - wspomina Dutkowski.
W 1964 r. Mieczysławowi Turowi na wniosek jego ojca USC w Słubicach wystawił nową metrykę. Od tej pory stał się oficjalnie Mieczysławem Dutkowskim. W 1966 r. skończył Technikum Ekonomiczne Nr 7 w Warszawie, a 8 lat później w tym samym mieście – Szkołę Główną Planowania i Statystyki (dzisiejsza SGH). W międzyczasie w marcu 1968 r. brał czynny udział w antyrządowych wystąpieniach warszawskiego środowiska studenckiego.
W 1980 r. znalazł pracę w KDO ZREMB i jeszcze w tym samym roku wstąpił do NSZZ „Solidarność”. W czasie wybuchu stanu wojennego przebywał na terenie Niemiec. Wiedział, że po powrocie do kraju grozi mu internowanie. Po wielokrotnych próbach uzyskania azylu w Szwecji, RFN lub Stanach Zjednoczonych, otrzymał azyl polityczny właśnie w USA.
21 marca 1983 r. dotarł do Los Angeles, a już następnego dnia dzięki wsparciu katolickich organizacji charytatywnych otrzymał „dach nad głową” w miejscowości Santa Ana. Przez 6 tygodni jeździł rowerem na rozmowy kwalifikacyjne. Podczas trzynastej z takich rozmów, w dodatku dnia 13 maja, udało mu się zdobyć posadę księgowego w firmie J. Miller Industries. Początkowe wynagrodzenie nie było może oszałamiające, bo wynosiło 5 dolarów za godzinę, ale stopniowo zdobywał nowe doświadczenie i uznanie. 8 listopada 1988 r. otrzymał obywatelstwo amerykańskie, a 22 stycznia 1992 r. został mianowany wiceprezesem ds. finansowych w swojej dotychczasowej firmie.
W środowisku polonijnym działa już od 1983 r. Był jednym z członków-założycieli oraz sekretarzem NSZZ „Solidarność” w Los Angeles. Wchodzi w skład zarządu Polish American Economic Forum oraz Polish Studies Center na Indiana University. Dzięki międzynarodowym kontaktom włada w sumie czterema językami: nie tylko polskim i angielskim, ale też hiszpańskim oraz rosyjskim.
Jest wiceprezesem ds. polskich Kongresu Polonii Amerykańskiej Południowej Kalifornii oraz aktywnym działaczem Polonijnej Fundacji Charytatywnej Południowej Kalifornii. Od 13 lat w Ośrodku Polonijnym im. Jana Pawła II w Yorba Linda, czyli rodzinnym miasteczku byłego prezydenta USA Richarda Nixona, organizuje Festiwal Dumy z Polskości (Proud To Be Polish Festival). W ostatnim czasie intensywnie promuje postać św. Jacka Odrowąża, którego hiszpańskim imieniem „San Jacinto” za sprawą aktywnych tu niegdyś misjonarzy hiszpańskich nazwano aż 11 miejscowości w całej Kalifornii.
Przy okazji wizyt w Polsce, jak tylko może, odwiedza rodzinne Słubice: cmentarz komunalny, rodziny Dutkowskich, Pomarańskich i Wojtkowiaków, a także wielu znajomych.
„Cieszę się, że z każdym rokiem Słubice ładnieją... Cieszę się również, że zachował się nasz rodzinny dom przy ul. Wandy 4, choć nie mieszka w nim już moja rodzina, ale sympatyczni Państwo, którzy po tylu latach pozwolili mi jeszcze raz zobaczyć to miejsce” - opowiada Dutkowski. Poniżej: zdjęcie domu, w którym spędził dzieciństwo.
„Mam nadzieje, ze nawiążemy sympatyczny kontakt, a ja, jeśli będzie taka potrzeba, będę donosił, co słychać za oceanem” - kończy swoje wspomnienia Mieczysław Dutkowski.
Ja też mam taką samą nadzieję!