Szok, niedowierzanie, ale również złość i bezradność- te uczucia towarzyszyły nam ostatnimi dniami, gdy z pobliskiego Lubusza napłynęły do nas wstrząsające informacje. Nikomu chyba bowiem nie przyszło do głowy, że u „postępowego” sąsiada można ot tak -niczym do pospolitych kaczek-strzelać do żubrów. Władze Lubusza (niemieckie Lebus) wykazały się w tym wypadku nie tylko nieprawdopodobną ignorancją, ale i niewykluczone, że również nieznajomością prawa. Żubry przecież są chronione na mocy prawa międzynarodowego, a konkretnie zapisów Konwencji Berneńskiej. Na mocy tej samej umowy zwierzęta te zostały uznane za gatunek, który jest zagrożony wyginięciem, a na państwach sygnatariuszach ciąży obowiązek działania na rzecz ich ochrony.
Warto również w tym miejscu napisać, że w skali światowej populacja żubrów wynosi około pięciu tysięcy i stale spada. W Polsce jeszcze do niedawna było ich niespełna 1700- w stadach zamkniętych nieco ponad 200 sztuk, natomiast w stadach wolnych prawie półtora tysiąca. „Gożubr”-bo tak nazwano naszego lokalnego gościa-wywodził się przypuszczalnie ze stada zachodniopomorskiego i stamtąd właśnie trafił w nasze okolice. Co ciekawe nikt w Polsce nie zgłaszał jakichkolwiek niedogodności związanych z obecnością żubra. Wręcz przeciwnie- zwierzę było obiektem podziwu, a nadto nie stroniło od towarzystwa człowieka. Tym bardziej dziwi nagła i wykonana z niezwykłą gorliwością decyzja władz niemieckich o odstrzale tego wspaniałego zwierzęcia. Żubrowi wystarczył bowiem jeden dzień spędzony za Odrą, by zakończyć swój żywot i znaleźć się jako eksponat w muzeum. Oczywiście dziś wyrażamy oburzenie z powodu tej decyzji, ale „gożubrowi” życia już nie zwrócimy. Wydaje się jednak, że powinniśmy zastanowić się poważnie nad tym, jak takich przykrych wypadków unikać w przyszłości- zwłaszcza, że żubry są w Lubuskiem coraz to częstszymi gośćmi.
Sąsiedzi się zatem nie popisali, ale czy na naszym podwórku jest znowuż aż tak dużo lepiej ? Oczywiście u nas do żubrów raczej nikt niepostrzeżenie nie powinien strzelać, ale łatwego i spokojnego życia tutaj z całą pewnością nie mają np. drzewa. Naturalnie nie zamierzam rozwodzić się tutaj nad ustawą ministra Szyszki, którą oceniam jednoznacznie negatywnie, ale uważam, że należy skupić się na zagrożeniach lokalnych, a te w mojej opinii stwarzają działania Gminy Słubice.
Najwymowniejszym tego przykładem jest las SOSIR. O planach budowy na jego terenie wieży Kleista pisałem dużo i w wielu innych miejscach. Pomijając kwestię w ogóle sensowności tej inwestycji, to należy głośno pytać o jej wpływ na najbliższe środowisko naturalne. Ciężko oczekiwać, aby był on zupełnie obojętny, skoro mówimy o trzydziestometrowej szklano-betonowej konstrukcji, która w naszym lesie niedługo powinna zagościć. Co więcej budowa wieży planowana jest na niewielkiej polanie leśnej, która obrośnięta jest drzewostanem z niemalże każdej strony- trudno sobie zatem wyobrazić, aby prace budowlane, które będą prowadzone w tym miejscu nie dotknęły w jakimkolwiek stopniu okolicznej przyrody.
To jednak nie koniec, ponieważ w niższych partiach lasu planowane są kolejne „inwestycje”. Pierwsza z nich to powiększenie cmentarza- magistrat zamiast poszukać miejsca na nową nekropolię, woli się skupić na rozwiązaniach doraźnych. Nietrudno się domyślić, że za kilkanaście lat znów zapewne zacznie brakować miejsc, ale wówczas przed problemem zorganizowania nowej nekropolii staną już nowe władze.
„Dzieje się” również na ulicy Kupieckiej- w tym miejscu tylko w ostatnim czasie wycięto 18 zdrowych drzew, a cały obszar rozkopano. Jak się okazało w lokalizacji tej mają stanąć pawilony handlowe. Nie mam oczywiście zupełnie nic przeciwko przedsiębiorczości i zarabianiu pieniędzy, ale życzyłbym sobie aby nie odbywało się to kosztem otaczającej nas przyrody.
Mówiąc o ulicy Kupieckiej nie sposób nie wspomnieć również o pomyśle zrealizowania w okolicy projektu, który nosił wdzięczną nazwę „ogrodu nenufarów”. Pomysł, który tak bardzo przypadł do gustu Panu burmistrzowi przewidywał m.in. sztuczną regulację bagien i -jakżeby inaczej-usadowienie pawilonu.
Naturalnie nie oznacza to, że las należy zostawić zupełnie samemu sobie. Potrzebna jest stała, rzetelna pielęgnacja, a zauważać niestety należy, że nawet w tej materii działania władz miejskich pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Przykładowo w tym w roku gmina podjęła się trzebieży, czyli okresowej pielęgnacji polegającej na częściowej wycince m.in. drzew chorych. Nie byłoby w tym może nic szczególnie dziwnego, ani złego gdyby nie robiono tego masowo (do wycinki wskazano łącznie niemal 900 drzew) i na „ostatni dzwonek”. Czynności te bowiem gmina powinna wykonać już dużo wcześniej. Co więcej drzewa do wycinki typował tajemniczy leśniczy, która przy tym zleceniu nie reprezentował nadleśnictwa. Nie wiadomo nawet, czy weryfikowano przygotowane przez ów leśniczego zestawienie drzew do wycinki z ekspertyzą innych specjalistów.
Wydaje się zatem, że zdecydowanie za dużo w tym wszystkim niedbalstwa i niejasności. Spodziewam się oczywiście, że władze gminy będą próbowały odpierać te zarzuty twierdząc, iż problemu nie ma, skoro drzewa zasadzane są w innych punktach miasta. To jednak- co zupełnie logiczne- nie rozwiązuje problemu lasu SOSIR. Jest zatem czego bronić i o co walczyć – bogactwo przyrodnicze to w końcu jedna z najcenniejszych rzeczy jakie posiadamy. Musimy pamiętać również o tym, że miarą naszego człowieczeństwa jest nasz stosunek do otaczającego nas świata przyrodniczego i „matki ziemi”.