Zawody jedne z łatwiejszych, które nie wymagają od zawodników wielkiego wysiłku. Czasem wystarczy nieco większa dawka emocji i lekko podniesiony poziom adrenaliny. Niekiedy predyspozycje do udziału w tych zawodach mają związek z osobowością. Do takich zawodów mógłby stanąć każdy. Na całe szczęście nie każdy chce brać w nich udział.
Z przerażeniem obserwuję sposoby komunikowania się z otoczeniem w wykonaniu osób pełniących ważne funkcje tak w samorządzie lokalnym, jak również na szczeblu państwowym. Stwierdzić można niestety, że poziom konwersacji zszedł na psy. Momentami to takie wirtualne przeniesienie się pod budkę z piwem, gdzie nieogolony od miesięcy pan Władek wraz z Karolem w brudnych spodniach staczają fizyczny bój o Arizonę.
Niby niewiele jest rzeczy, które mogą w dzisiejszych czasach zdziwić. Jednak, kiedy się słucha rynsztokowej i pełnej nienawiści mowy, kiedy się czyta komentarze osób, które reprezentują nas, a posługują się słownictwem rodem z dołów społecznych, to zastanawiam się, co takiego się stało, że będąc ludźmi daliśmy się w to wciągnąć?
Bo co takiego musi się wydarzyć, żeby osoba pełniąca np. funkcję radnej nazwała publicznie innego człowieka ścierwem? Czy różnica w poglądach (jakichkolwiek) jest wystarczającym powodem i upoważnia radną do używania tak skrajnie obraźliwych epitetów? Dlaczego wydaje nam się, że można bezkarnie nazywać kogoś innego kanalią, złodziejem, burakiem, mordercą?
Ostatnie wydarzenia i wystąpienia osób, które chcą uchodzić za elitę tego kraju pokazują, że lepiej chyba nie będzie. A przynajmniej nie prędko.
O ile nieogolony Władek z Karolem w brudnych spodniach, manifestujący znajomość łaciny podczas degustacji Alpagi Bramowej nie bulwersują nas aż tak bardzo, o tyle osoba publiczna krzycząca o mordach i kanaliach już tak. Od osób, które nas reprezentują mamy prawo wymagać więcej. Nie powinno być społecznego przyzwolenia na takie zachowania. Każdy powinien ponosić odpowiedzialność za własne słowa.
Niestety takie zachowania to samonapędzająca się machina. Z jednej strony ktoś mniej roztropny coś palnie, drugi to podłapie i tak się temat kręci. Później wchodzą emocje, jest próba przebicia oponenta i badanie granic. I dobrze jest dopóki granice tylko się bada, a nie przekracza.
Pamiętajmy, że „słowo raz wypowiedziane nie powraca”, więc to my sami powinniśmy dbać o właściwy poziom wypowiedzi.