Kliknij przycisk i otwórz MENU >>
Połączyły ich trudne, pogmatwane losy, poplątane przez historię… Związek Dzieci Wojny powstał po to, żeby wspierać się, pomagać sobie, ale również walczyć o swoje prawa. Również w Słubicach mieszkają ci, których przeżycia położyły się cieniem na całym życiu…

dzieci wojny_1

Osoby, które podczas II wojny światowej doznały cierpienia, krzywdy, nędzy i głodu po raz pierwszy w Słubicach spotkały się na zebraniu organizacyjnym w październiku 2014 roku. Przyszło ich około 50. Już mniej, bo około 30 pojawiło się na zebraniu założycielskim Związku Dzieci Wojny. Oddział został założony na początku 2015 roku.

- Naszym celem było to, żebyśmy się integrowali, rozmawiali o naszych przeżyciach. Żeby młodsze pokolenie od nas mogło się dowiedzieć, jak docenić swoją ojczyznę. Trzeba robić wszystko, żeby nie było więcej wojny. Bo najbardziej cierpią dzieci, które nie są niczemu winne, a dźwigają ten ciężar całe życie – mówi Oresa Kawał, obecna przewodnicząca związku w Słubicach.

Wojenne losy dzieci

Oresa Kawał urodziła się w 1944 roku w Niemczech – jej rodzice poznali się na robotach przymusowych. – Rodzice uciekli, kiedy wkroczyli Rosjanie. Po drodze armia radziecka zabiła mojego tatę. Mama wróciła do domu poważnie chora i umarła po 2 miesiącach, miałam wtedy roczek – opowiada O. Kawał.

Wspomina, że całe życie pytała, dlaczego dzieci mają mamę, tatę, a ona nie. Wychowywała ją babcia i siostra mamy, która miała troje własnych dzieci. To właśnie do niej mała Oresa mówiła „mamo”. I to do niej przyjechała z Kujaw do Boczowa, kiedy skończyła 18 lat. I usamodzielniła się w Słubicach, pracowała w hotelu robotniczym, dostała mieszkanie. Ale wspomina, że kiedy zmarła na Kujawach babcia, poczuła się bardzo samotna, zawalił się jej świat - bo to do niej jeździła na każde święta. A potem nie miała już do kogo…

dzieci wojny_3

Uratował ich słoik miodu

Nieco więcej pamięta z czasów wojny Genowefa Dąbrowska, która w 1939 roku miała iść do 1 klasy. I nie poszła, szkoła była zamknięta. Z wojny pamięta najbardziej głód. – Kiedy Niemcy wkroczyli na Białostocczyznę, z której pochodzę, zaczęli zabierać rolnikom co się dało. Zabrali nam ostatnią krowę, żywicielkę, wszystek drób. Ojciec wiedząc, co się święci, zabił świniaka, a mięso zakopał w beczce. Jednak SS-mani przyszli z psem, który wywęszył mięso i je też straciliśmy – opowiada G. Dąbrowska. Sześcioosobowa rodzina została bez środków do życia. – Był taki głód, ze wciąż marzyliśmy o tym, żeby się najeść – wspomina te ciężkie czasy.

Jej ojciec miał wiatrak i młyn motorowy. Wiatrak Niemcy spalili, ale na młynie kazali mu mielić zboże dla wojska. – Kiedyś SS-man, który to nadzorował, nasypał mąki do worka i dał ojcu, żeby zaniósł do domu. Była wielka radość, mama upiekła na płycie takie placki z wody i mąki, wyrywaliśmy jej półsurowe, żeby pojeść – opowiada.

Oprócz głodu, G. Dąbrowska pamięta też potworny strach. – Kiedy była łapanka we wsi, to i do nas przyszli, jakoś o wschodzie słońca. Kazali nam wszystkim wyjść i ustawili nas pod ścianą, pamiętam, że mama drżała jak galareta – wspomina. Jej ojciec zaczął Niemca prosić, żeby ich nie zabijał. Obiecał mu… miód. – Zaniósł mu do samochodu słoik miodu, a nam kazał schować się do piwnicy. Siedzieliśmy na zgniłych kartoflach do podwieczorku – mówi G. Dąbrowska. I więcej nie może już powiedzieć, bo wzruszenie chwyta ją za gardło…

dzieci wojny_2

Tragiczne żniwo powstania warszawskiego

- Urodziłem się w 1943 roku, a w 1944 wybuchło powstanie warszawskie – zaczyna opowieść Zbyszek Franciszek Stasiak. Jego rodzina mieszkała w Markach pod Warszawą – ta okolica była bombardowana przez lotnictwo. W takim właśnie bombardowaniu życie traciła jego babcia – wraz z 63 kobietami ukryła się w schronie w piwnicy. Jednak bomba przebiła dach, I piętro, parter i wybuchła właśnie w piwnicy….

Jego mama pracowała w Warszawie, jak wielu innych. Ale po wybuchu powstania to ojciec wraz z małym Zbyszkiem na plecach wracał ze stolicy do Marek. Ale kiedy tłumy wysiadły na stacji, SS-mani nagle rozpoczęli potworny ostrzał. – Ojciec ze mną na plecach zaczął uciekać, ale SS-man doskonale wymierzył i trafił ojca. Choć musiał widzieć przecież małe dziecko na jego plecach – relacjonuje Z. Stasiak. Przeleżał pod ciałem ojca do późnej nocy – brudny, pokąsany przez komary i mrówki. Dopiero pod osłoną nocy rodzina go odnalazła.

Dodaje, że mama umarła po wojnie, przy porodzie. Wtedy on i brat zostali sami. – Żyło nam się ciężko, byliśmy pod opieką dziadka i braci mojego ojca, którzy przeżyli wojnę, byli zesłani na roboty do Niemiec. Potem brat trafił do domu dziecka, a mną opiekowali się stryjkowie. Ale wszędzie było pełno biedy – opowiada. To miało wpływ na całe jego życie.

Pokazywać prawdę

Członkowie Związku mają żal, że o tych losach tak niewiele się mówi. – Nie chcemy wiele, ale żeby pokazywać prawdę. Żeby to nie poszło w zapomnienie – mówi Barbara Lewandowska, jedna z członkiń związku. Wtóruje jej Jan Muzyka, sekretarz słubickiego oddziału. – Mnie bardzo mocno interesuje to, w jakim stanie Polska wyszła z II wojny światowej. Zginęło 5 mln 800 tys. polskich obywateli, utraciliśmy wiele dzieł dorobku kulturalnego – wylicza.

Dzieci wojny, czyli tych, którzy w dniu zakończenia II wojny światowej nie mieli ukończonych 18 lat, jest w całym kraju ok. 3,5 mln. Niedawno spotkali się na II Kongresie Dzieci Wojny w Warszawie. – Atmosfera na kongresie była wspaniała, dość poważna, a nawet zadziorna. Chcielibyśmy, żeby zrealizowane zostały 4 uchwały, które kongres podjął rok temu – relacjonuje J. Muzyka.

dzieci wojny_4

Postulaty dzieci wojny

Uchwały dotyczą konkretnych postulatów, które są dla nich ważne: żeby 8 maja został ustanowiony dniem Dzieci Wojny, żeby mówiono o nich w programach nauczania i aby mówiły o tym media, a przede wszystkim, by przyznać dzieciom wojny takie same prawa jak np. kombatantom czy Sybirakom.

- Zależałoby nam na rekompensatach krzywd materialnych. W innych państwach te sprawy zostały lepiej rozwiązane – podkreśla J. Muzyka. - My jako dzieci wojny nie dostaliśmy żadnych odszkodowań, a żyliśmy w skrajnej nędzy, wielu z nas ma niskie emerytury, z każdym rokiem jest nam trudniej – mówi Z. Stasiak. – Nie wszyscy jesteśmy przykuci do łóżek, chcemy jeszcze korzystać z życia – wtóruje mu B. Lewandowska. I dodaje, że do słubickiego oddziału związku wciąż można się zapisać.

Wieczór wspomnień

Dzieciom wojny zależy również na tym, żeby to, co przeżyli, zostało dla kolejnych pokoleń jako świadectwo minionych dni. Dzięki staraniom członków związku i pomocy Sektora 3 Słubice, udało się pozyskać środki z Urzędu Miasta w Słubicach na spisanie biografii 5 członków (kilka osób ma już takie biografie spisane). Zajmuje się tym stowarzyszenie „My Life – historie opowiedziane”, które prowadzi Archiwum Ludzkich Losów. I tam właśnie te biografie będą dostępne.

Fragmentów ich biografii będzie można posłuchać podczas „Wieczorku z Biografią”, który odbędzie się 7 listopada w Collegium Polonicum. O część artystyczną zatroszczą się uczniowie Społecznej Niepublicznej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej.

---

Do tego tematu i spraw związanych z Dziećmi Wojny będziemy wracać.
Spodobał Ci się artykuł? Daj lajka i udostępnij dalej. Dziękujemy :)

Chcesz dodać komentarz do artykułu? Zaloguj się lub zarejestruj swoje konto na portalu.